niedziela, 24 lipca 2011

Boski porządek

Sławomir Kańkowski
"Boski porządek"

Żniwa, pracaw polu, zaprawy na zimę, odpusty i dożynki. Tradycja.
Przyjaźń, zawiść - uczucia zawsze i wszędzie takie same.
Poddane prawom natury życie na wsi ma swój stały i niezmienny rytm. Boski porządek to wpisana w wiejski, sielankowy obraz krytyka naszych ludzkich przywar, to zaduma nad przemijaniem i ponadczasowymi wartościami.

Do Stacha w zasadzie nic nie mieli, poza tym, że wkurzali się strasznie na jego widok. To też pewnego ciepłego wieczoru postanowili, że zrobią mu kawał. Plan był prosty. Stachu co wieczór przesiadywał u pewnej pulchnej mężatki, a wracając do domu, przejeżdżał przez całą wieś. Uknuty plan przewidywał zatem, że amanta należy wzorcowo i porządnie wystraszyć.

Umówili się na wpół do jedenastej przy starej wierzbie.
- No i co, masz te gały? - niecierpliwił się przyszły duchowny, śmiejąc się do rozpuku.
- No pewnie. A ty masz prześcieradło?
- Jasna sprawa, że mam. Dobra, przymierzmy ten sprzęt.
To mówiąc, włożył połówki piłeczki pingpongowej w oczodoły i przywdział prześcieradło. Jachu z wrażenia aż oniemiał.
- Kurde, ale jaja.

(...) Naraz usłyszeli odgłosy rozklekotanego roweru. (...) Jachu pospiesznie przywdział prześcieradło i włożył pingpongowe oczy. Gdy niczego nieświadomy rowerzysta zbliżył się na odpowiednią odległość, zjawa wyszła zza drzewa. (...) Stachu nie od razu dostrzegł ducha, dopiero po chwili włos mu się na głowie zjeżył, a oczy nabrały wielkości pięciozłotówek. Ze strachu tak mocno nacisnął na pedały swojej damki, że zgrzyt przepuszczającego od tego momentu torpeda bardziej przerażał niż skręcający się ze śmiechu upiór. Pomimo to nabrał takiej prędkości, że o mały włos nie trafiłby do bramy. (...) Ciężko przerażony nie zdążył wyhamować przed szopą i z całym impetem wjechał weń, zatrzymując się z wielkim hukiem na przeciwległych wrotach. Zdyszany, spocony i poobijany, podniósł się szybko z glinianej posadzki i co sił w nogach ruszył w kierunku domu. Niestety, drzwi wejściowe były (...) zamknięte. Przeliczył się więc i chcąc w pędzie znaleźć się w domu, wyrżnął w solidne dębowe drzwi aż do bólu. (...)

Na drugi dzień we wsi o niczym innym nie mówiono. Niektórzy nawet próbowali kojarzyć zjawę z jakąś zmarłą dawno temu osobą. Stachu zaś od tamtej pory wracał do domu, gdy słońce było jeszcze na niebie.



Tyle można się dowiedzieć z okładki książki. Wystarczyło żeby mnie zainteresować. Dalsza część przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Książka cała jest wzbogacona wspomnieniami o zabawnych przygodach, kawałach i wybrykach dwóch urwisów. Gdy dorośli poczucie humoru też ich nie opuszczało, a przy tym sentymentalne przedstawienie uroków polskiej wsi za czasów komuny. Myślę, że książka ta stanie się bliska wszystkim tym którzy znają wieś od podszewki. Pozostałym też ją polecam, uśmiejecie się do łez. Panie Sławku, gratulacje, świetna książka.
Dla tych co nie czytają bo szkoda im pieniędzy na książki dodam że w księgarni Matras można ją wyszperać w promocyjnej cenie za 4,90zł, to nawet papierosy są 2 razy droższe.

piątek, 22 lipca 2011

Kłamca

Jadę dziś na pole kopać ziemniaki. Pogoda nie nastraja mnie optymistycznie, z nieba siąpi, normalny człowiek siedział by w domu, a ja jadę babrać się w błocie za marne pieniądze. Ale cóż, klient nasz pan, chyba wypada się cieszyć, że znalazł się chętny przy takim nadmiarze towaru na giełdzie warzywnej. No więc jadę, a w Radiu Zet spiker zapowiada utwór na słoneczne lato. To ta piosenka



kłamca, kłamca... a ja się zastanawiam, jakie słoneczne? pogoda barowa a tu o jakimś słońcu mowa, nawet piosenka mówi że to kłamstwo.

Jeśli chodzi o robótki... coś tam robię, ale z racji awarii aparatu foto nie mam się czym pochwalić. Szkoda, bo jak już pewnie będę miała czym uwiecznić to nie będzie czego pokazywać gdyż zdąży się rozejść to i owo, a dubli jakoś wykonywać nie lubię i nie chcę

środa, 20 lipca 2011

Chciałam żeby było wesoło, przyciągająco, ciekawie i fajnie.
Wyszło jak zawsze, smętnie, nudno i ponuro.
Chodzi oczywiście o mój blog
Jak już znajduję siły żeby coś napisać to okazuje się, że nie za bardzo mam o czym.
A pisać o dołujących rzeczach nie chcę. A cisną się te "choinki" i "sekwoje" przed szereg.
Nie mam weny twórczej, wkurzam się.
Wracam do robótek bo wydawało mi się że nie najgorzej mi to szło, to natrafiam na wielki kosz z biżuterią np w Carrefour za śmieszne pieniądze. Widzę mieszające w nim babki, lada chwila zaczną sobie wydzierać jakiś tandetny naszyjnik którego kopia leży obok, a obok kopii druga kopia. I jak tu wygrać z taką tandetą?



Jacuś przywiózł dziś dzieciom arbuza. Zostawił na stole. Przychodzi Adaś i pyta:
- Co to jest? (dziecko widziało już na oczy arbuza, tylko chwilowo nazwy sobie przypomnieć nie mogło)
- Arbuz - odpowiadam i kroję mu porcję, dostaje do pulchnych łapek
- Mmmmmmmm, pyszny, to jest mój ubiulony!!!

wtorek, 12 lipca 2011

o Polaku

Na pytanie jak się masz? Przypuszczam że Anglik odpowie:

- Thank you, i fine!

Francuz
- Bien merci!

Włoch
- Grazie, bene!

Hiszpan
- Gracias, así!

Niemiec
- Danke, gut!

Holender
- Dank je, goed!

Portugalczyk
- Obrigado, bem!

Duńczyk
- Tak, godt!

Przypuszczam że nawet Rosjanin odpowie
- Благодарю вас, хорошо

a Polak?
- Eeeeeeeeeee, lepiej nie pytaj!
albo
- Eeeeeeeeeee, idć do chol...! i dalsza nie cenzuralna wiązanka leci.


Mam takiego rasowego Polaka pod nosem, wiecznie nie zadowolony. Ów Polak widząc, że wykonuję pracę, która no powiedzmy ma nie pewną szansę, że zaowocuje sukcesem, marudzi mi po co to robisz, i tak nie warto i bla bla bla. Ja sobie myśle w tym momęcie: zrobię bo a nóż widelec może się uda, lepiej zrobić niż siedzieć bezczynnie.
Nie opodal przechodzi drugi człowiek i mój rasowy Polak widząc go zaczyna opierniczać, że tamten nic nie robi, aby się leniwi, zrobił by to czy to, zamiast "łazić".
Ja rozumiem że są w każdej sytuacji dwie strony medalu, ale czy przyjdzie kiedyś taki czas, że da się temu mojemu rasowemu Polakowi dogodzić i będzie wreszcie zadowolony?!

niedziela, 10 lipca 2011

Kiedy jestem zła - maluję

Kiedy jestem zła np na gości którzy się zapowiedzieli że wpadną a w ostatniej chwili odwołują przybycie siadam i np coś sobie rysuję. Rysunek odbywa się w Paint. Nie jest to profesjonalny wyczyn a więc i za tutorial proszę tego nie brać. Fachowcy pewnie mnie wyśmieją.

Malowidło zaczyna się od kilku kółek



Teraz do pracy rusza gumka, to co nie potrzebne do wymazania.



Dalej już nie tylko kółka ale i inne naciągane kreski



mama hipcia już jest



i znów kilka kółek i gumki



coś już zaczyna przypominać



Mały wylądował za daleko mamusi, trzeba go lekko przesunąć



i trochę wody



nareszcie kolory



Dalsza praco to już w Gimp, woda nie za bardzo mi wyszła więc ją troszkę zmieniłam, kilka cieni i blasków na hipciach i finito.



fajnie się bawiłam i tyle

piątek, 8 lipca 2011

Grunt, że gnaty mocne mam

Wielu już o państwowej służbie zdrowia pisało. Rzadko kto wypowiadał się o niej w zachwycie. Niestety i ja fanką nie zostanę. Dwa dni temu przydarzył mi się drobny wypadek. Patrząc z boku "drobny" może nie przypominał, ale szczegółów czepiać się nie będziemy... a może po prostu ja taka twarda sztuka jestem. Gdyby nie teściowa to pewnie i do lekarza bym nie poszła, skoro już poszłam to szanowny mnie wysłał od razu na zdjęcie RTG i do poradni chirurgicznej. W pierwszy dzień z anielską cierpliwością wędrówkę po poradni zaczęłam, niestety, szanowny pan chirurg nie chciał mnie już przyjąć bo była już 13sta a tylko do 12stej rejestrują. Proszę przyjść jutro. Jutro czyli dziś już taką cierpliwością obdarzona nie byłam, a że czekanie na pewno mnie nie minie, postanowiłam sobie czas spędzony w poczekalni umilić książką. Specjalnie do poradni też się nie śpieszyłam gdyż przypadł mi w udziale nr 19sty, niby nie tak daleki, ale od rana do 13stej chirurgom zeszło zanim mnie przyjęli. Zdążyłam w tym czasie 4 rozdziały książki przeczytać gdy wywołano moje nazwisko. Sama wizyta trwała bagatela aż 2 minuty. Wszystko w porządku, ja tu żadnego złamania nie widzę, a jak będzie panią boleć to sobie pani jakieś tabletki przeciwbólowe weźmie.... No to sobie biorę. Tylko, że tyle to i bez specjalisty chirurga wiedziałam. Grunt, że gnaty mocne mam i miednica nadal w jednym kawałku