piątek, 28 października 2011

Z Życia Pleszewa




Z racji tego, że chwilowo jeszcze nie mogę pokazać na blogu tego co już wkrótce myślę, że będę mogła zaprezentować, a właściwie będzie mi wolno, postanowiłam wrzucić tu sobie ot tak na pamiątkę wycinki z gazety Życie Pleszewa.

czwartek, 20 października 2011

Chrzest żubrów

Dziś odbył się "chrzest" żubrów. Oto tabliczki z imionami, płcią i miejscem narodzin.

Imprezę rozpoczęła dyrekcja


Każdy laureat konkursu władał samodzielnie tabliczkę swojego żubra.


Jeszcze tylko wręczenie drobnych, ale bardzo ciekawych nagród... i można iść do żubrów.

Zostaliśmy wpuszczeni tam gdzie normalni turyści dostępu nie mają czyli do miejsca gdzie żubry są karmione. Te na dźwięk, że jest coś wrzucane do koryta, śmiało ruszyły z kopyta.

A to moja chrześniaczka Pociemna. Mizerota mała jak na razie.


Mała bo mała, ale do koryta dopchać się umiała bez problemu.


Tu Adaśko ma za zadanie karmić żubry suszonymi dębowymi gałązkami.




W dalszej części udaliśmy się na zwiedzanie. Misiek o mały włos nie rozegnał całej imprezy gdy w jednej gablocie ujrzał coś co umiał nazwać. Ciu ciu i ciu ciu, aż pani przewodniczka musiała na chwilę przerwać bo nie była słyszalna.



piątek, 14 października 2011

ja, czy nie ja?!



Marudziłam, marudziłam i wymarudziłam. Wreszcie moja artystka machnęła mi karykaturę. Dzięki Ania.

czwartek, 13 października 2011

Pociemna


W tym roku w Pokazowej Zagrodzie Zwierząt w Gołuchowie przyszły na świat 4 małe żubry. Ośrodek Kultury Leśnej ogłosił konkurs na imiona dla tych cielaczków. Warunek jaki trzeba było spełnić to 2 litery od których musiały się one zaczynać, a mianowicie PO... szczególnie mile widziane były imiona, które nie figurują jeszcze w krajowym rejestrze. Postanowiłam wziąć udział. Wysłałam 4 propozycje. Ku mojemu zaskoczeniu dziś odebrałam maila oznajmiającego iż zostałam jedną z 4 laureatek. Konkurencja była spora. Zważywszy, że swoje typy zgłosiło w sumie 304 osoby spośród których zostałam zauważona.
No cóż, dla mnie to szczęście. W realu nie dane mi było być matką chrzestną żadnego dziecięcia, zatem niech i będę chrzestną dla żubrzycy :)
Mój typ (jeden z czterech jakie wysłałam) był "Pociemna". Pomysł pochodzi od rzeki Ciemna, która przepływa przez Gołuchów.
Już nie mogę się doczekać imprezy nadania imion. Mam nadzieje, że pogoda dopisze i będzie można zrobić sporo fajnych zdjęć. Nie wspomnę już o tym, że i żubrówka lepiej wtedy smakuje ;)

poniedziałek, 10 października 2011

Lepiej nie pytać jeśli naprawdę nie chce się usłyszeć odpowiedzi

Pacjent, który właśnie usłyszał wyrok od swego lekarza, tak jakby nie dowierzając temu co właśnie usłyszał, prosi o informacje na temat ilości dni jakie mu zostały. Lekarz próbuję wymigać się od odpowiedzi. Chory wmawia mu i sobie, że wszystko zniesie. Doktor ustępuje, wygłasza liczbę. Może dużą, może małą. Każda jest niewystarczająca. Pacjent popada w depresję.

Ja jak ten pacjent, zadawałam komuś serię pytań na temat liczb. Nie dużych, nie małych. A mimo wszystko straciłam chęć i wiarę w to co robię. Było siedzieć cicho i nie wybiegać przed szereg. To pewnie przez ten deszcz. Leje, wieje, jest zimno i... ogólnie do zadu.

sobota, 8 października 2011

Znów o remoncie

Między jedną, a drugą Jackową pracą postępują trochę prace remontowe
Kuchenna część szafy doczekała się wreszcie suwanych drzwi, Michał już nie przewraca mi talerzy i wszystkiego co się w szafie znajdowało.


U Oli w pokoju też już są drzwi, brakuje jedynie dwóch szuflad w środku i można się wprowadzać do szafy.


Na podłodze został wylany beton, funkiel nówka nie śmigany. Było to konieczne w celu wyrównania poziomu.

W sumie już niewiele zostało do zrobienia, tapeta na ścianę, panele na podłogę i już.
I to wszystko Jackowymi rączkami. Zdolny ten mój Jacuś, co nie?!

piątek, 7 października 2011

Rudnicka

Wczorajszego dnia nie zapomnę chyba nigdy. Pomyślałam sobie, że pójdę na to spotkanie z Rudnicką, usiądę sobie gdzieś niepozornie w kącie niczym szara mysz i będę słuchać. Hmm, czego też mogę się nasłuchać, przecież jej blog mam w małym paluszku, wszystko już "chyba" wiem. Na wszelki wypadek przygotowałam sobie w głowie jakieś urozmaicone pytania na wypadek gdyby pozostali słuchacze zapomnieli języka w buzi lub nie umieli zapytać się nic innego jak np: z kąt czerpie pani pomysły. Podjeżdżam na parking, stoi autko którego rejestracja wskazywała, że gwiazda już jest. Autko błyszczy nienagannie lakierem, ani grama kurzu, nie ma na czym pozostawić napisu "brudas". Myślę sobie, no to, to jest ta jej "chmurka", chmurka?? jaka chmurka, sądząc po kolorze chmura gradowa! ale co tam, lecę do biblioteki no bo w końcu ile można się ślinić na widok cudzego samochodu. Niestety byłam zmuszona zabrać ze sobą Michasia. Zaopatrzyłam się w różne gadżety żeby się dziecko zajęło i nie przeszkadzało, niestety, na krótko starczyło. Moja pedantyczna dbałość o punktualność, a właściwie przybywanie na miejsce minimum 20 minut przed czasem, znów dała się we znaki, no i czekam, czekam, ludzie powoli się schodzą. Jak dla mnie za wolno, telefon w łapkę i zaczynam poganiać tego i tamtego, no gdzie jesteś i czemu cię jeszcze nie ma. W końcu przyszli, choć spodziewałam się na większą frekwencję. Trochę szumu i nagle widzę. IDZIE. No to zaczynam wdrażać w życie plan szarej myszy w końcu miałam tylko słuchać. Spuszczam głowę, nastawiam uszy niczym afrykański słoń:
- Dzień dobry, nazywam się Olga Rudnicka. - tu następuje mały przerywnik i gwiazda pyta która to p. Kamila. Ożesz w mordę. Chyba zacznę z wrażenia zęby z podłogi zbierać. Nawet nie wiem kiedy podniosłam rękę do góry niczym uczennica pierwszej klasy. Nasze oczy nawiązały kontakt, mało tego, widzę, że Olga idzie w moim kierunku, kurde, uciekać czy co? eee, dobra, też do niej doskoczę, co mi tam, raz się żyje, drugiej okazji pewnie nie będzie. Kurde, no takie emocje, że trudno cokolwiek opisać. Dalsza część przypuszczam nie odbiegała od normy. Miałam plan, że narobię kupę zdjęć, no ale się nie dało, nie żeby gwiazda była niefotogeniczna, wręcz przeciwnie, po prostu ja byłam w takiej euforii, że nie potrafiłam robić zdjęć, wszystko leciało mi z rąk, nawet sam aparat raz wylądował na podłodze, do tego jeszcze synek też próbował zwracać na siebie sporo uwagi. Aż momentami czułam się naprawdę skrępowana. Olga podpisała mi wszystkie moje, a właściwie wszystkie swoje książki. Spotkanie nie skończyło się na występie tylko w bibliotece, ale co było potem, to już zachowam w słodkiej tajemnicy, a co, wolno mi :D

poniedziałek, 3 października 2011

Rudnicka w Gołuchowie - zapraszam

Rany Julek, to się będzie działo
06.10.2011 Biblioteka Publiczna Gminy Gołuchów
godzina 16:00
gościć będzie ciałem i duchem, nie kto inny jak:
OLGA RUDNICKA


ja tam będę choćby nie wiem jakie gromy i pierony z nieba szły. Was też zapraszam.