„Zamyśliła
się nad potęgą uczuć, tych dobrych i złych. Niezależnie, gdzie mieszkasz, jakim
mówisz językiem, jaki masz kolor skóry, uczucia są takie same. Nie znają
granic. Każdy kocha, tęskni, płacze tak samo”[1]
Nie
jedna kobieta pewnie zazdrościłaby Annie Bendorf. Jest ona, bowiem
charyzmatyczną dziennikarką radiową, odnosi sukcesy, ma wspaniałego faceta,
który: jako chirurg dobrze zarabia, jest nieprzyzwoicie przystojny i obłędnie
zakochany w swej narzeczonej. Kiedy Patryk postanawia się oświadczyć Ani, ona
ku zaskoczeniu całego ogółu stanowczo odmawia. Ale jak to? Kobieto, przecież
masz wszystko! Czego ty jeszcze chcesz? W głowie ci się przewróciło? Czy to
takie złe, że facet chce się tobą zaopiekować, kiedy wraca zmęczony po pracy do
domu chce mieć obiadek podstawiony pod nos, najlepiej jeszcze pilota do ręki,
mały browarek, gromadka dzieci i absolutną kontrolę nad twoim życiem? Wiele
kobiet tak żyło i nie umarło… tylko czy były szczęśliwe?!
Większość
naszych egzystencjalnych problemów zaczyna się, gdy próbujemy żyć według
cudzych zasad, form, upodobań, pragnień, zapominając o sobie. Każda czara,
choćby nie wiem jaka pojemna, zawsze kiedyś się napełni. Twój wewnętrzy głos
przypomni wtedy o sobie. To samo spotyka naszą bohaterkę Annę. Postanawia ona
wyjechać. Przeżyć samotną podróż, przemyśleć kilka spraw. Kiedy koleżanka Magda
proponuję jej pracę w Szwecji, jako opiekunka starszej pani, Ania bardzo szybko
przyjmuje propozycję. Mieszka gościnnie u koleżanki, która wyszła za mąż za muzułmanina.
Anna poznaje obyczaje arabskie, zaczyna wątpić czy ograniczenia, jakie stawiał
jej Patryk są aż tak nie do zniesienia w porównaniu z tym jak żyje Magda.
Przed powrotem do domu Anna od
starej arabki słyszy wróżbę.
„Niedługo
w twoim życiu pojawi się ktoś, kto na początku nie powie ani słowa. Jeśli
wystarczy ci sił, uratujesz to, co dla ciebie najważniejsze. Potem odnajdziesz
coś, czego nie zgubiłaś”[2]
Przyznam się, że autorka
Wioletta Sawicka zaskoczyła mnie w tej części książki. Liczyłam na to, iż
odnajdzie się zupełnie ktoś inny. Obstawiałam osobnika płci męskiej. Zostałam
jednak mile zaskoczona nie tylko w tej kwestii. Zaciekawiła mnie też rozwiązana
tajemnica księdza Adama. Zastanawia mnie tylko, dlaczego pisarka wybrała dla
tak doskonale skomponowanej powieści banalny tytuł, który niejednemu może
sugerować, iż jest to jakieś kobiece romansidło z happy endem, a nie
skłaniająca do wielu refleksji powieść.
Niewiarygodnie piękna
historia nie tylko o miłości, ale i o trudnej sztuce wybaczania i zawiłych
życiowych ludzkich wyborach okraszone wieloma złotymi myślami wartymi
przemyśleń. „Wyjdziesz za mnie kotku?” to książka, z którą nigdy się nie
rozstanę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz