Luka przyjrzała się przyjaciółce
z zastanowieniem. Do tej pory Monika wszystkie swoje problemy wyrzucała
natychmiast po powrocie z pracy – no, chyba że miała nocny dyżur – i
przypominało to erupcję wulkanu. Trzasnęło, błysnęło, zagotowało się i po
kłopocie. Co ją dzisiaj opętało?
- Monia, co się dzieje? Przecież
wiem, że wśród koleżanek z pracy masz dobre układy. Znów ten doktorek? Co ci
zrobił tym razem? Co by nie gadał na twój temat, pracujesz dłużej od niego i
masz dobra opinię. Sama mówiłaś, że przełożona trzyma twoją stronę… Co on ci
zrobił?
Monia nie
wytrzymała i grzmotnęła w stolik łyżeczką, którą się bawiła/
- Cholera! Krzywdę mi zrobił!
Podwiózł mnie do domu! I był obrzydliwie miły! Co mam z tym teraz zrobić?! Nic
mi się nie zgadza! Nie chcę, żeby był miły! Jak wróg, to wróg!
Luka
usiłowała sobie przypomnieć wszystko, co do tej pory słyszała od przyjaciółki
na temat pana doktora. Sama nie widziała go na oczy, ale pamiętała, jaka
wściekła wróciła Monika po tamtym dyżurze, kiedy mieli pierwszą scysję.
Najbardziej ją ubodło, że podniósł głos w obecności pacjentki, której nie
znosiła. Od tego momentu Luka była informowana wyłącznie o jego wadach: że
lizus, że podrywacz, że poganiacz niewolników, że bezczelny i uważa się za
pępek świata. Co on dziś takiego zrobił, że udało mu się wytrącić Monikę z
równowagi? Samo podwiezienie… A co się stało, że ona wsiadła do tego samochodu?
Jeśli już ktoś jej podpadł, to nie było przeprosin. Człowiek nie istniał. Nie
widziała, nie słuchała. Nawet gdyby miała koczować na przystanku do końca
świata, nie wsiadłaby do pojazdu prowadzonego przez wroga.
- Opowiedz
mi, jak to było – zaproponowała w końcu. – Może on wcale nie jest miły, tylko
wyrachowany.
Monika
sapnęła ze złością i z najwyższą niechęcią opowiedziała, co ją dzisiaj
spotkało. Luka parsknęła śmiechem, usłyszawszy o formie przeprosin.
- No,
wiesz. Po twoich opowieściach wyobrażałam sobie bezczelnego cwaniaka, a on jest
rozczulająco naiwny! Skąd miałaś wiedzieć, że to od niego?
- Naiwny!
Głupi jest i tyle! Myśli, że nie mam nic lepszego do roboty, tylko dowiadywać
się, jak mu na imię? – warknęła Monika. – Co mnie to obchodzi?
- Ale nie
zaprzeczysz, że się postarał – zauważyła Luka łagodząco – Po tylu miesiącach
wyraźnie go gniotła ta sytuacja między wami. To miłe, że…
- Jasne! A
teraz mnie gniecie! Nie dość, że straciłam wroga, to jeszcze nie wiem, jak się
mam zachować! Cholera! Co byś zrobiła na moim miejscu? Nie chcę wyjść na
idiotkę.
No właśnie, kogo zainteresowało co poradziła Luka Monice niechaj sięgnie do książki Małgorzaty J. Kursy.
Jak dla mnie książka jest świetna, taka "lajtowa" dla kobiet i nie tylko. Opowiada o dwóch przyjaciółkach Monice i Lukrecji. Dziewczyny są bardzo ciekawymi osobami, a wydarzenia jakie wokół nich dzieją momentami nieźle łechtają sentymentalne z podtekstem erotycznym podniebienie. Głupoty teraz piszę nie do zrozumienia, ale jak już przeczytacie to myślę, że będziecie tego samego zdania. Zaskakujące jest to że nie ma jednego happy endu , tylko dwa a nawet pokusiłabym się powiedzieć że są trzy. Jedna jedyna rzecz która mi lekko trąci o szczegół to autorce chyba w pewnym momencie zatracił się czas, biorąc pod uwagę wydarzenia jakie się działy to pora roku do nich stosunkowo za długo trwała, a może po prostu są na tym świecie ludzie którym doba wydłuża się do 48 godzin, a lipiec ma 62 dni. Co by tu jeszcze powiedzieć. Po przeczytaniu książek Olgi Rudnickiej myślałam, że nie będę czytać niczyich więcej książek, jednak tylko krowa poglądów nie zmienia i stwierdzam, że znów nabrałam ochoty na czytanie.
Słowo zdziwienia do autorki: wszystkim członkom rodziny Łukasza wymyśliła Pani dość urozmaicone imiona, czemu zaś jeden pan aspirant dostał takie zwyczajne?! :) Powieść aż się prosi o kontynuacje, a będzie o czym pisać: relacje teściowa z Kanady kontra niechciany zięć, doktorek kontra pielęgniarka, nie wierzę ze wyprowadzanie z równowagi skończyło się zaraz po ślubie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz