czwartek, 31 maja 2012

Kolejna odsłona

Jak dotąd to po trochu przybywa. 
Chociaż wzór sugeruje co innego, to wykonałam tę frywolitkę jak dotąd jednym czółenkiem. To nie jedyna modyfikacja na jaką się odważyłam, ale o tym może innym razem.
Tak sobie na nią spoglądam i zaczynam się zastanawiać czy jak już skończę to czy zbiorę się na odwagę żeby oddać ją do docelowej osoby. Czy nie zrezygnuję jak całkiem nie dawno stało się z jednym moim haftem jaki wykonałam. 
Głupie to prawda? Dłubie się coś i dłubie, a potem żal to coś oddać. 
Ech , co mi tam, niech cieszy oczy komuś innemu.

środa, 30 maja 2012

Bzyczy i żądli...

O dziwo chciało mi się jeszcze dziś usiąść przed komputerem.
O dziwo, pokazuję postępy mojej pracy.
O kurcze, przecież nie mówi się "O dziwo" tylko: "Proszę Pani" ;)
Postępu nie wiele, ale cóż, nie od razu Rzym zbudowano. 


Ktoś mi nie dawno powiedział, że mieszkam w bardzo pięknym miejscu. No cóż, dla mnie jest ono takie sobie, ale dla kogoś kto mieszka w otoczeniu betonowych blokowisk, mój majowy krajobraz musi być błogostanem. 
Od paru dni wśród powalającej dookoła zieleni nastąpiła erupcja nowego koloru na polach... przynajmniej u mnie. Nie jest to norma, takiego koloru daaaleko szukać. Cóż to takiego jest? Facelia rozkwitła. Urozmaiciła krajobraz w piękny fioletowy kolor i... i się zacznie, a właściwie już się zaczęło. Gdzie by nie spojrzał to rój! Rój wszystkiego co bzyczy i żądli. Kto ma alergie na różnego rodzaju ukąszenia musi omijać to miejsce szerokim łukiem. Szukałam jakiegoś pszczelarza który by sobie ule koło tego postawił, ale niestety, z mizernym skutkiem. Jak to mój szwagier rzekł: fach widać na wymarciu, albo panowie po prostu leniwi są. Aż mnie kusi żeby sobie własne ule założyć :D tylko wtedy sama pewnie będę musiała w nich zamieszkać bo mąż mnie w domu prześwięci za zwierzyniec jaki już nagromadziłam... i jeszcze mi mało.




wtorek, 29 maja 2012

Izbelutki

Dzisiejsze kolczyki ochrzciłam Izbelutki. Tak do końca to nie są one dzisiejsze, po prostu dziś umieszczam je u siebie na blogu. Z małym poślizgiem, jak wszystko u mnie. 
Kolczyków już u siebie nie mam, "pozbyłam się" ich na kiermaszu w Kaliszu. Przechodził obok stoiska jeden tatuś z córeczką i kupili dla mamusi z okazji Dnia Matki. Ciekawe jak zareagowała na nie sama obdarowana. 

IzbylutIzbelut – staropolskie imię męskie, złożone z dwóch członów: Izby- ("zbyć się, pozbyć się") i -lut ("srogi, ostry"). Mogło oznaczać "tego, który pozbył się srogości".


Od kilku tygodni wykonywałam frywolitki na wspomniany już kiermasz. Jeszcze nie jedne pokarzę "z poślizgiem" jak to u mnie, ale dziś skoro już po kiermaszu zaprezentuję coś co właśnie powstaje. Frywolitka pt "kopnij mnie w zad..." 
A czemu tak brzydko?
Ano, imię ma mobilizujące.
Jakiś czas temu obiecałam koleżance, że wykonam dla niej serwetkę. Wybór wzoru padł na serwetę z gazetki "Moje Robótki 8-2007" 
Z racji tego, że praca ma mieć dość spore jak na moje "chcesie" rozmiary to pomyślałam, że przydałby mi się doping. 
Na pewno nie wykonam aż tak dużej serwety jak prezentuje gazetka. Skończę gdzieś wcześniej, ale i tak mobilizacja potrzebna.
Tak sobie wymyśliłam, że codziennie będę pokazywać postępy, choćby miał w ciągu dnia powstać tylko jeden supełek. Ciekawe czy uda mi się dotrzymać słowa.
 .

wtorek, 22 maja 2012

Krzesisławki


Dobieranie kolorów, nie jednemu twórcy spędziło to sen z powiek. Zwłaszcza jeśli nie ma się "warsztatowej wiedzy w tym kierunku". Mnie osobiście kolor granatowy i niebieski zawsze stwarzał największe problemy jeśli chodzi o dobór koralików do kordonka. Sama Natura często nam podpowiada z czym to połączyć jak np niezapominajki żółty i niebieski albo paw który doskonale sobie radzi z połączeniem granatu z innymi odcieniami. Mnie zainspirowała tym razem modelka, którą można ujrzeć kilka postów niżej. Ma na sobie okulary w oprawie, która łączy właśnie ze sobą takie barwy - granat i miodowy. Przyglądając się jej chodziła mi taka myśl po głowie, że kurcze, w tych salonach optycznych to jednak jacyś tam specjaliści pracują, którzy na dobieraniu barw muszą się znać, więc czemu by tej ich wiedzy sobie nie pożyczyć. I tak to ukradłam komuś pomysł, nie wiem komu, więc nie podziękuję. 
Wzór tych kolczyków znany, dość popularny, więc nie ma co ściemniać, że przeze mnie stworzony. Jedynie wykonany. Imię kolczyki otrzymują jedynie w celu rozróżnienia, ale mimo to z małą nutką przesłania. 

KrzesisławaKrzesława – staropolskie imię żeńskie, złożone z członów Krzesi- ("wskrzeszać, przywracać do życia, podnosić") i -sława ("sława"). Znaczenie imienia: "odnawiająca sławę". W zapisach staropolskich zachowała się jedynie forma Krzesława i zdrobniała Krzechna (1388 rok).
Zdrobnienia: Krzesia, Krzysia.



Oczywiście Ludolfinki też w tych barwach powstały. 



środa, 16 maja 2012

Peregrynki

Kiedy coś mi się spodoba lub zainteresuje to przeradza się to niemal w obsesję. 
Taką obsesją w mojej frywolitce jest element nakładających się na siebie kółek. 
Nic na to nie poradzę, podoba mi się on i jakoś nie potrafię przerzucić się na jakiś inny. 
Próbuję go umieszczać jakoś inaczej, gdzieś w innym miejscu, co by zbrodni dubla nie popełniać, ale ciągle do mnie powraca. 
Kiedy zaczynałam robić te kolczyki, to miały być po prostu kolejne Ludolfinki, ale... wyszły Peregrynki.
Kto wie, może wywróżą sobie jakąś podróż gdzieś inną część kraju.
W planie mam jeszcze zamiar zrobić różowe, jak tylko znajdę odpowiedni koralik. Musi być wielgaśny i ... musi mi się podobać!

Peregryn — imię męskie pochodzenia łacińskiego, oznaczające "ten, który podróżuje". Wśród patronów - św. Peregryn, męczennik (II wiek); św. Peregryn, biskup Auxerre (+ 304); św. Peregryn Laziosi - patron chorych na raka.





Właśnie publikuje dwusetnego posta na tym blogu. 
Chyba muszę to jakoś uczcić!!!

poniedziałek, 14 maja 2012

Wianuszek komunijny

Do tej pory było u mnie jakoś tak, że posiadałam zdjęcia wykonanych przeze mnie frywolitek które przedstawiały tylko samo "dzieło". O zdjęcia na modelce było u mnie "jak na receptę". Tym razem jest odwrotnie. Zdjęcia na modelce posiadam, a sam produkt gdzieś mi umknął. O co chodzi? O wianek komunijny, wykonany przypadkiem bez konkretnego adresata jeszcze w zeszłym roku. Szczęśliwie właścicielka się do niego znalazła, choć wianuszek musiał przeleżeć rok w szafie. 
Już widzę te krzyki i stwierdzenia: babo ale leniwa jesteś, rok w szafie wianek trzymasz i nie potrafisz zdjęcia  w zbliżeniu zrobić!!! No cóż, ten typ już tak ma, a że leniwa czasem bywam... Kto wie, może jeszcze wianek złapię z bliska. 
Dodam tylko że wianek składa się tylko z frywolitkowych kwiatków, gdzie każdy ma na środku bezbarwny koralik crackle i ze wstążki z tyłu głowy. Różyczki które widać to dekoracja żabek które mocują wianek na głowie. Ot tak, skromnie miało być. 





wtorek, 8 maja 2012

Bombus

Biegałam, szukałam, upolować nie mogłam, takie to ci trzmielisko ruchliwe było. W miejscu dwóch sekund nie przesiedziało ino z kwiatka na kwiatek. Pewnie ów owad płci żeńskiej był, że go dogonić nie sposób było. Aż ci nagle znalazł się tak leniwy delikwent, co mu wszystko jedno było z której strony go biorą. On sobie tak chodził, wertował te płatki, oblepiał tym całym pyłkiem. Dziwne, że mu się kichać nie chciało, bo ja już bym miała tego pyłu pełno w nosie. A ten nic, chodzi, chodzi ... i chodzi. Częściej na takie bombusy polować będę. 

niedziela, 6 maja 2012

Olga Rudnicka "Cichy wielbiciel"




Opisywać tak do końca nie będę o czym jest ta książka gdyż większość tych informacji można znaleźć na okładce.

Biorąc książkę do ręki, miałam już w głowie pewne wyobrażenie co na pewno w niej jest, ale pomyślałam sobie: przecież to moja Rudnicka! Co by nie było i tak to przeczytam!

Czytając próbowałam przewidzieć co będzie. Podejście miałam niczym Colombo, czyli że pierwszy napotkany facet w książce to na pewno będzie ten czarny charakter. I tu moje zdziwienie, ów przestępca ujawniony został późno. Rudnickiej udało jednak się mnie przechytrzyć bo nie spodziewałabym się, że akurat ta osoba jest tym Cichym wielbicielem.

Ta książka jest inna od reszty książek autorki. W każdej poprzedniej mam ulubiony fragment lub kilka momentów, które mam pozaznaczane maleńkimi karteczkami by móc do nich w każdej chwili wrócić.
Tą książkę czyta się w całości. Od początku do końca, od deski do deski i chociaż pod koniec chciałoby się ją już odłożyć, no bo przecież już wiem kto jest dręczycielem, to jednak ciekawość jak się go pozbyc zwycięża i nim się człowiek obejrzy a już trzyma ostatnią stronę w dłoni.

A potem? no właśnie... Potem następuje mała refleksja, co by było gdyby? Nie co by było gdyby Go nie spotkała, nie ma co żałować tego co już było, stało się, trudno, żyjemy dalej. Mnie zastanowiło i nadal zastanawia co by było gdyby bohaterka książki nie znalazła haka na prześladowcę???

Książka ma pozostawioną małą furtkę do napisania dalszej części choć z inną bohaterką w roli głównej. Oj nie chciałabym być wtedy w skórze Olgi gdyby przypadkiem wydawcy przyszedł taki pomysł do głowy. Będzie to wtedy pewnie ciążki kawałek chleba.
Powieść czyta się szybko, mnie zajęło 1 dzień. Wciąga na maksa, polecam, polecam, polecam!

wtorek, 1 maja 2012

Moje małe błyskotki

Dziś dla odmiany chciałam pokazać moją zdobyć. Owa zdobyć jest jeszcze "mokra", świeżo przerzucona z aparatu na dysk, za oknem jeszcze nawet słychać grzmoty. Burza dookoła a ja przy kompie siedzę? Eeeee na szczęście już jest daleko. Na 100 zrobionych zdjęć na 5 udało złapać mi się błyskawicę :)