poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Nawiązując do komentarzy z poprzedniego postu

Czasem zdarza mi się siadać do kompa bez okularów bo za daleko mam (jakieś 8 kroków) żeby je poszukać gdzie tym razem je odłożyłam. Wtedy właśnie zauważyłam że robię więcej błędów niż w okularach. Co jest dziwne bo przecież piszę na klawiaturze oburącz bez potrzeby patrzenia na literki, na monitor też nie musiałabym patrzeć, mogłabym to robić z zamkniętymi oczami, a jednak pisząc w okularach robię mniej błędów.
Na Anonimowego nie ma co się aż tak burzyć, wierzę że miał dobre intencje :) Nie przeszkadza mi uczyć się na błędach.
Będąc w podstawówce miałam manie pisania słowa także przez rz lub g zamiast k (takrze, tagrze) Jakoś często używałam tego słowa w wypracowaniach i notoryczne robiłam w nim błąd co doprowadzało moją polonistkę do białej gorączki. Raz nie wytrzymała i kazała mi przepisać słowo TAKŻE 100 razy. Po dziesiątym już pamiętałam jak się pisze to słowo... i o dziwo nadal pamiętam.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Bolerko

Nie chce mi się dzisiaj gadać, może Wy mi coś fajnego powiecie?!

a na marginesie pokażę bolerko wykonane przeze mnie na drutach




sobota, 27 sierpnia 2011

życzliwa dusza mile widziana

Remoncik idzie pełną parą. Okno wykute, zamontowane. Drzwi wprawione. Mogę brać się za jako takie sprzątanie. Coś mi się widzi że czeka mnie pracowita niedziela. Może znajdzie się jakaś życzliwa dusza co by zrobiła to za mnie?? Nie? no cóż, tak myślałam !

Spać mi się chce




środa, 24 sierpnia 2011

Nowe obiadowe menu



- Adasiuuuu
- Nie ma mnie!!!
- A gdzie Cię nie ma??
- yyyyy, w łazience!


Wczoraj mój kochany majster zamontował górną część szafy i jedną część zakrył już płytą karton gips.





Dziś zmieniło mi się menu obiadowe. Już nie ma trocin, za to jest większy koszmar czyli gruz, tynk, kurz i cement. Smaczne? Niestety nie dla mnie.
Praca wre. Szafa została zakryta płytą również z drugiej strony i teraz już kuchnia oddzielona jest na dobre od pokoju.



Wykuty już jest otwór na nowe drzwi oraz obalona ściana. Niestety ku mojemu nie zadowoleniu w ścianie nie znalazłam ani żadnego "komunistycznego" skarbu, ani trupa.
Czeka nas jeszcze trochę kucia przy oknie, ale to już nie dziś. Dziś padam ze zmęczenia, ręce wydłużyły mi się chyba już do podłogi. Wszędzie pełno kurzu, ale dziś już niech nikt nie marzy że będę cokolwiek sprzątać, a tego co przywiózł odkurzacz, a nie zostawił rury niech drzwi ścisną!!!


niedziela, 21 sierpnia 2011

Basiowy

Ten naszyjnik powstał już dość dawno. Tak jakoś wyszło, że zaraz po jego wydzierganiu został przekazany w dobre ręce i zdjęcia wtedy nie zrobiłam, z lenistwa pewnie jak to u mnie bywa. Za to dziś nie popuściłam, przydusiłam właścicielkę do barierki i powiedziałam: leci ptaszek! No i mam fotkę. Wreszcie mam jakieś zdjęcie na żywej modelce.



Naszyjnik wykonany z kordonka na drutach.

piątek, 19 sierpnia 2011

Znów remontuję

Znów remontuję dom, a dokładnie robimy coś czego jeszcze nie ma, ale ma być. Dokładnie to chodzi o pokój dla Oli. Tego pomieszczenia jeszcze nie ma, postanowiłam ująć trochę powierzchni z kuchni i dodać ją do skrytki. Z nowo powstałego pomieszczenia ma być pokoik. Mały bo mały, 2 metry na 3, ale dla nastolatki więcej nie potrzeba... chyba. Właśnie powstaje szafa która ma oddzielać te pomieszczenia.



Kiedyś, kiedy to jeszcze byłam smarkata, marzyło mi się aby mieć za męża stolarza. Cóż, wyszłam za rolnika, elektronika - hobbystę. Ów rolnik jednak okazał się być takim samym grzebkiem i samoukiem jak ja. Ostatnimi czasy łyknął trochę wiedzy stolarskiej (ukłony dla Zbyszka) i co widzę? Marzenia się spełniają, mam męża z umiejętnością stolarską ;) To już nie pierwsza taka Jackowa szafa i każda kolejna powstaje szybciej od poprzedniej.



Choćby nie wiem jakie dziecku najwspanialsze zabawki kupił i tak najlepsze będą narzędzia tatusia! i choćby nie wiem jak dokładnie pilnował i nie spuszczał dziecka z oka to i tak piernik mały ucieknie bo tam gdzie mu nie karzą akurat się coś ciekawego dzieje.



a ja? ech no, znów mam bajzel w domu i biegam w kółko ze zmiotką i zmiatam trociny, odnajduje zaginione narzędzia, podaję ołówek, gotuję obiad ... z trocinami i dzielnie to wszystko znoszę :)

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Alladynki

Alladynki to historia jakich wiele u mnie. Zaczyna się to przeważnie tak: siedzę na necie, wertuje różne strony, co ciekawsze podsyłam linki znajomym, gadam od rzeczy przez gg, nagle ni z gruszki ni z pietruszki trafiam na jakąś perełkę. W mig rozpracowuję jakby ją trzeba wykonać, to nic, że akurat w tym dniu miałam mega lenia, to nic, że mam zaczętych 150 innych robótek, nagle okazuje się, że przypadkiem mam z czego tą perełkę wykonać i ani kawa nie zdąży mi ostygnąć, dzieło już jest. Tak było i tym razem, nawet nie podejrzewałabym siebie, że kiedyś będę coś takiego mieć. Spodnie Alladynki. Prostota wykonania aż bawi do łez. Spodnie powstały szybciej niż jedna Baśka potrafiłaby kawę wypić czy papierosa wypalić. Niestety zdjęcia prezentuje koszmarne z powodu awarii aparatu i niestety trzeba było skorzystać z komórki która zdjęciami w pomieszczeniach nie zachwyca




niedziela, 7 sierpnia 2011

Zwierzęcych zwyczajów ciąg dalszy

Rozbawiona komentarzami z poprzedniego postu postanowiłam tu szerzej się wypowiedzieć. Godne podziwu są zwierzęce zwyczaje. Nie do końca jestem pewna czy to nauczone przez ludzi czy też jest to zwierzęca intuicja że "pański zwierz" wie gdzie i komu swoje łajno pozostawić. Pamiętam jak z czasów dzieciństwa obowiązkiem moim było co rano zagnać krowy na pastwisko i po południu z powrotem do domu znów sprowadzić. Mieliśmy wtedy w jednym miejscu bardzo "estetycznych" sąsiadów. W domu ich panował iście nie naganny porządek, cud, miód i orzeszki. Błysk sterylny jak z reklamy Ajaxa, Cifa lub innego detergentu. Schludność panowała nie tylko w domu ale i na całej posesji. Gospodyni każdego dnia a nawet i 2 razy na dzień zamiatała brzozową miotłą chodnik i fragment drogi przed domem. Niestety ta droga nigdy błysku zaznać nie mogła gdyż rankiem moje krasule po wyjściu z obory zaraz zew natury poczuły i salwą z odbytu strzelały na tej pięknie zamiecionej drodze. Pod wieczór historia się powtarzała gdy krowy z łąki wracały. Zadziwiające było to że przez całe półtora kilometra jakie przemierzały z łąki srać im się nie chciało, a jak tylko pięknie zamiecioną drogę sąsiadki ujrzały nabryzgały na całej szerokości drogi. Na tym etapie wędrówki zawsze trzymałam się jakieś 10 metrów za krowami żeby przypadkiem śmierdzącym rykoszetem nie dostać. Sąsiadka za bardzo pobożną kobietę się miała, ale zawsze po spacerze moich krów o pobożności zapominała i wiązanki niecenzuralne rzucała pod moim adresem kierowała. A czy to moja wina? Przecież zakneblować zadków im nie mogłam. Poza tym sąsiedzi ci nie byli często fer. Każdy kto ich znał wolał raczej szerokim łukiem omijać aby przypadkiem czegoś nie powiedzieć co mogłoby być później w niewłaściwy sposób wykorzystane. Krowa choć mowy ludzkiej nie znała jakby instynktownie wiedziała komu się za krzywdę odwdzięczyć.

co do gołębi to przypomniały mi się reklamy red bulla



czwartek, 4 sierpnia 2011

Po żniwach

No to skończyłam żniwa. Zboże zebrane, słoma zwieziona. Jak ja nie cierpię zwożenia słomy. Nie ma tego dużo, ale i tak tego nie lubię. Wszystko drapie, z nieba płynie żar, po plecach brudny pot, a do nosa wpełza duszący kurz. Ja i moje zatoki nie cierpimy tego kurzu. Przez ten kurz i skwar przeklinam zawsze tą robotę i się zastanawiam po jaką cholerę ja się tak morduje. Jedno jedyne zajęcie którego nienawidzę spośród wszystkich rolniczych prac jakie przychodzi mi wykonywać. Żniwa potrafią uroczo wyglądać na różnych obrazkach i zdjęciach, w praktyce... nie lubię ich i już.

Można by rzec że mam teraz wakacje, poważniejszych robót chwilowo nie ma. Mogłabym się wylegiwać jak ten kot ino jak każde wakacje... sponsora brak.



Jakieś 3 tygodnie temu przyplątał się u nas jeden gołąb. Ptak pewnie ma pana gdyż nosi obrączkę. Na początku wszyscy domownicy spoglądali co rusz na dach stodoły czy jeszcze jest czy już odleciał. Pięknie ubarwiony, białe skrzydła i ogon, zielono granatowa wpadająca w fiolet głowa. Dzieciaki co rusz podsypywały mu ziaren żeby tylko został. Gołąb już się chyba nauczył do nas, każdego ranka kroczy za każdym kto tylko pokarze się na podwórku. Teraz kiedy w stodole znajduje się tyle ton pszenicy pewnie już nie odleci, toż to szwedzki stół dla niego. Kombinuje żeby sprowadzić mu towarzystwo. Może się uda.