niedziela, 7 sierpnia 2011

Zwierzęcych zwyczajów ciąg dalszy

Rozbawiona komentarzami z poprzedniego postu postanowiłam tu szerzej się wypowiedzieć. Godne podziwu są zwierzęce zwyczaje. Nie do końca jestem pewna czy to nauczone przez ludzi czy też jest to zwierzęca intuicja że "pański zwierz" wie gdzie i komu swoje łajno pozostawić. Pamiętam jak z czasów dzieciństwa obowiązkiem moim było co rano zagnać krowy na pastwisko i po południu z powrotem do domu znów sprowadzić. Mieliśmy wtedy w jednym miejscu bardzo "estetycznych" sąsiadów. W domu ich panował iście nie naganny porządek, cud, miód i orzeszki. Błysk sterylny jak z reklamy Ajaxa, Cifa lub innego detergentu. Schludność panowała nie tylko w domu ale i na całej posesji. Gospodyni każdego dnia a nawet i 2 razy na dzień zamiatała brzozową miotłą chodnik i fragment drogi przed domem. Niestety ta droga nigdy błysku zaznać nie mogła gdyż rankiem moje krasule po wyjściu z obory zaraz zew natury poczuły i salwą z odbytu strzelały na tej pięknie zamiecionej drodze. Pod wieczór historia się powtarzała gdy krowy z łąki wracały. Zadziwiające było to że przez całe półtora kilometra jakie przemierzały z łąki srać im się nie chciało, a jak tylko pięknie zamiecioną drogę sąsiadki ujrzały nabryzgały na całej szerokości drogi. Na tym etapie wędrówki zawsze trzymałam się jakieś 10 metrów za krowami żeby przypadkiem śmierdzącym rykoszetem nie dostać. Sąsiadka za bardzo pobożną kobietę się miała, ale zawsze po spacerze moich krów o pobożności zapominała i wiązanki niecenzuralne rzucała pod moim adresem kierowała. A czy to moja wina? Przecież zakneblować zadków im nie mogłam. Poza tym sąsiedzi ci nie byli często fer. Każdy kto ich znał wolał raczej szerokim łukiem omijać aby przypadkiem czegoś nie powiedzieć co mogłoby być później w niewłaściwy sposób wykorzystane. Krowa choć mowy ludzkiej nie znała jakby instynktownie wiedziała komu się za krzywdę odwdzięczyć.

co do gołębi to przypomniały mi się reklamy red bulla



3 komentarze:

  1. hahahahahahahahahhahahahahahahaha :D

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha dobre.
    Mi się coś przypomniało, miałam kiedyś suczkę dobermankę... było to w czasach kiedy jeszcze dzieci nie miałam i mieszkałam w bloku. Przeprowadziliśmy się do domku z podwórkiem, z jednej strony było niezagrodzone wyjście na pola. Pies zawsze pilnował podwórka a czasami znikał...latałam biedna za nią po polach i wołałam wracaj!!! Aż ją przyfilowałam w końcu jak jej się chciało siusiu albo "kupkę" to bieg po polach do sąsiadów. Dobry piesek nie zostawiał nigdy nic w domu ani na podwórku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi kiedyś ktoś opowiadał o piesku, który zostawiał zawsze jakimś niesympatycznym sąsiadom na wycieraczce :)

    OdpowiedzUsuń