wtorek, 31 lipca 2012

Pewnego razu Pech z Konsekwencją się spotkali.

Jedną z wielu wad jakie dostało mi się w spadku przy narodzinach był leniwy brak konsekwencji. Do czasu na szczęście. Pewnego razu wpadł mi w oczy opis, a właściwie charakterystyka ludzi urodzona w tym dniu co i ja przyszłam na świat. Nie wiem kto to wymyśla, ale napisane tam wtedy było, że takie właśnie twory jak ja są bardzo konsekwentnymi ludźmi, uparcie dążącymi do wytyczonego celu. Wtedy gościa wyśmiałam bo przypomniały mi się wszystkie pozaczynane, a niedokończone wszelakie moje robótki. Myślałam o tym intensywnie, kurcze, muszę to zmienić. Oczywiście nadal mam w domu sporo pozaczynanych pierdół, ale są też takie które mają swój finisz. Niestety, w życiu pech też się przytrafia. Kilka postów do tyłu pisałam iż robię serwetkę dla koleżanki. Robótka miała już się prawie ku końcowi, niestety w najbardziej niestosownym miejscu okazało się, że brakło mi kordonka. Gatunek jakiego użyłam niestety nie do zdobycia w polskich pasmanteriach. Załamka, tyle roboty na marne. 
Moja "konsekwencja" nie dawała za wygraną, jak już kurcze coś komuś obiecam, nie śpię po nocach bo mnie to gniecie tu i ówdzie. 
Kupiłam więc ganc nówka kordonek, taki który jakby mi brakło to na pewno dokupię i zaczęłam serwetkę od nowa, ale żeby pecha odpędzić poszukałam inny wzór, też autorstwa p. J. Stawasza. Fragment prezentuje się tak.  

niedziela, 22 lipca 2012

Rozum poszukiwany!

Człowiek ponoć z wiekiem mądrzeje, niestety biorąc pod uwagę historię jaka mi się nie dawno przydarzyła to szczerzę wątpię w tą teorię. Mieszkam blisko lasu, przyszła mi raz ochota aby się do niego przejechać rowerkiem i przy okazji sprawdzić czy są jagody. Najpierw trzeba było skołować jakiś rower, jak się szybko okazało mój był akurat bez powietrza w kłach. Z racji, że lenia akurat w owym dniu miałam, postanowiłam pójść na łatwiznę i pożyczyłam sobie rower córki. Przy okazji na wycieczkę pojechał też ze mną najstarszy syn. Pogoda była już ok, niedawno przestało padać. Do lasu prowadził nas asfaltowy dywan, a w lesie, jak to las, polne ścieżki, świeże powietrze, niebiańskie zapachy i... co jakiś czas niezła kałuża. Sporo już ujechaliśmy, teoretycznie do jagód już blisko, gdy to nagle na horyzoncie pojawiła się gigantyczna kałuża. Bajoro na całą ścieżkę. Zawrócić nie było już sensu bo przecież jagody już tuż, tuż. Nagle smarkate lata mi się przypomniały. Pomyślałam, że jak się tak porządnie rozpędzę to co mi tam jakaś tam kałuża. Jednym pędem przelecę, nogi do góry unosząc. No to rura, centralnie przez bajoro. W połowie drogi już zdębiałam, rower pod oporem wody gwałtownie zwolnił. Moja pewność siebie zniknęła w mgnieniu oka. Byłam pewna, że rower stanie mi w samym środeczku, on jednak kulał się posłusznie dalej, ale ... przecież głupota musi być ukarana. Nagle, jak chlusnęło zimną wodą od dołu. Nie pomogło unoszenie nóg. Berbelucha podskakiwała wyżej niż ja byłam w stanie cokolwiek unieść. Nawet jeśli potrafiłabym zawiesić nogi na uszach to z całą pewnością z pupą to by mi się już nie udało, a jej oberwało się najmocniej. O plecach to już nie wspomnę. W końcu dojechałam do końca. Krew pulsowała mi jak nigdy dotąd. Byłam wściekła i rozbawiona do łez jednocześnie. Okazało się, że Olinkowy rower nie ma błotników, a wydawało by się, że tak banalny kawał wygiętego plastiku czy metalu niewiele pomoże. Kląć w niebo głosy miałam ochotę na całego, ale przecież nie wypada bo jedzie za mną małoletni. NO właśnie. Przecież jedzie za mną Maciek, myślę sobie. Głupi nie jest, widział co mi się przytrafiło, to kałużę bokiem weźmie. YYYY, niestety, nie wziął. Przejechał centralnie jak mało myśląca mamusia. Niestety chwilę potem moje gały prawie z oczodołów wypadły bo Maciek przejechał suchutki, bez jednej jedynej mokrej plamki na sobie. Jakim cudem? Przy jego rowerze były błotniki :(

środa, 18 lipca 2012

Dołącz do Marizy


Chciałam wam dziś trochę opowiedzieć o Marizie. Wytwórnia Kosmetyków Mariza jest polską, rodzinną firmą powstałą w 1988 roku. Siedziba znajduje się w Rząsce koło Krakowa, na obszarze Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Na dzień dobry otrzymuje się 30% rabat na zamawiane kosmetyki. Można je kupić dla siebie, albo sprzedawać po cenach sugerowanych w katalogu. Katalog ukazuje się jeden na 3 miesiące, co powiem wam jest jak dla mnie atrakcyjniejsze. Ktoś by powiedział, że ile można oglądać jeden katalog? Szybko się można znudzić! Nic bardziej mylnego. Wierzcie mi. Kiedyś byłam w innej podobnie działającej firmie i widziałam jak klientki reagowały na comiesięczne katalogi. Najpierw było takie głębokie nabranie powietrza w płuca, chwila ciszy, a potem stękające Tfuuuuuuuuuu i już widziałam co myśli potęcjalna klientka, coś w stylu: znooowu ten katalog. Ceny w tamtych katalogach niewiele się zmieniały, jedynie co biło po oczach to inna szata graficzna. 
Dziś opowiadałam jednej fajnej dziewczynie, że z katalogiem Marizy to jest tak: jeżeli nie chcesz aby za szybko ci się znudził, to jeden miesiąc przeglądasz go tak jak fabryka dała od przodu, drugi miesiąc zaczynasz przeglądanie od tyłu i już okazuje się, że wpadło ci coś innego w oko. Trzeci miesiąc masz już z górki, możesz pofantazjować i przeglądasz np od środka ;) Tyle o katalogach.
W tej firmie nie ma przymusu, że musisz coś kupić w danym miesiącu. Tu wystarczy, że chcesz!!! Jak nie chcesz, to mówisz dziękuję i nikt nie będzie miał ci za złe. Jeżeli zaś będziesz zamawiać regularnie to twój rabat oczywiście wzrośnie.
Zapisując się do Klubu Mariza pierwszy katalog masz Gratis przesłany pocztą.
Nie opłacasz żadnego wpisowego, to też jest Gratis.
Koszty przesyłki są uzależnione od wysokości zamówienia. Jeżeli zamówisz na kwotę ponad 200zł (ceny katalogowej), to przesyłka jest Gratis. Zamówienia od 120 - 200zł przesyłka 8zł. Koszt wysyłki poniżej 120zł wynosi 16zł. 
Płatności za zamówione kosmetyki dokonujesz u kuriera.
Realizacja zamówienia następuje maksymalnie w ciągu 3 dni roboczych.
Zapraszając innych do swojej Grupy Osobistej, możesz uzyskać dodatkowe bonusy.
Zarejestruj się już dziś !!!


wtorek, 10 lipca 2012

Mariza - katalog nr 9




Kocham Polskę, wspieram Polskę, kupuję polskie... !
Dziewczyny!
Kobiety!
... Damy!!!
Macie ochotę na fajne polskie kosmetyki?
nie ma problemu, u mnie możecie je zamówić. 
na upały polecam olejek przyspieszający opalanie 210ml za jedyne 12zł 

Zapoznaj się z katalogiem Marizy
Jesteś zainteresowana napisz do mnie wiadomość.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Aneta Ponomarenko "Strażnik skarbu"

Przechodziłam właśnie obok mojego kochanego Matrasu. W sumie to nie miałam planu kupić czegokolwiek, po prostu stanęłam przy koszu z bardzo tanimi książkami i przeglądałam co się w nim akurat znajduje. Wyszukałam jedną pozycję, a że czasu jeszcze miałam trochę, bo akurat czekałam z synem za obiorem zdjęć, to pomyślałam, że podrażnię się z moim ulubionym sprzedawcą w tej księgarni. Nie na darmo dostałam u nich przydomek "trudny klient". Co ja za to mogę że uwielbiam wyszukiwać im nie raz skomplikowane (jak dla nich) pozycje książkowe. Podeszłam do kasy żeby zapytać się czy mają coś Małgorzaty Kursy. No niestety, nie mają, jedynie na zamówienie, co za szkoda. Pomijając fakt, że znowu nie kupię książki tej autorki, to pana kierownika ominie bieganina z drabiną po półkach, aby znaleźć coś co ta małpa (czyli ja) znów sobie wymyśliła. Ale druga pracownica ustawiła sobie na cel, że jednak coś w tym dniu koniecznie mi sprzeda, no i prezentuje jakiś tam kryminał w bardzo ponętnej cenie. Ale cóż mi po nim, skoro ja kupuję przeważnie polskich autorów!!! Bajeruję ich jak mogę, albo po prostu jak zwykle. Fakt, że księgarnia jest zawalona zagranicznymi pisarzami, gdzieś nie gdzieś przebija się tylko polski autor. 
Wspominałam już, że koniecznie chcieli mi coś sprzedać? 
No to tup, tup, tup, ambitna sprzedawczyni przynosi mi książkę Anety Ponomarenko "Strażnik skarbu" 
No to tym razem ja, tup, tup i rozpoczynam wstępne oględziny. Polski autor, kryminał, (ech, założę się że nie jest napisany komediowym językiem tak jak lubię), wątek romantyczny choć niewielki jest gdzieś tam wpleciony, stron ponad 300 - to okej (przyznam się, że po przeczytaniu kilku książek O.Rudnickiej bardzo się popsułam jeśli chodzi o grubość książek, mianowicie - chudsze niż 300 stron mnie nie zachęcają, nie lubię gdy za szybko się kończą). W tle słyszę pana sprzedawcę, jak zachwala iż rodowita kaliszanka to napisała!!! i mają powstać jeszcze 2 części (czyli już cwaniaczek liczy że przyjdę kupić kolejne). W sumie, hmm, żeby nie było, że kłamię, jak wpierać to polskie pisarstwo to wpierać konsekwentnie. Kupiłam. Niestety ten drugi kryminał po bardzo promocyjnej cenie autora obcokrajowca też mi wcisnęli, ale o nim później, jak go przeczytam. Na razie przeczytałam Strażnika i wiecie co... nie żałuję!!!

Akcja książki toczy się w dziewiętnastowiecznym Kaliszu, kiedy to był stolicą guberni Cesarstwa Rosyjskiego. Już na samym początku mamy jednego trupa, dalej jest ich sporo więcej, ale co tam, od czegoś trzeba zacząć.  Sprawę prowadzi Walery Konstantynowicz Jezierski, agent do specjalnych poruczeń w stopniu radcy stanu. Asystuje mu młody lekarz żydowskiego pochodzenia Jakub Zaif.  Fabuła rozwija się łatwo, toczą się ciekawe i wciągające wątki, przybywa trupów i ciągle nie wiadomo kto zabija, dlaczego i nawet po przeczytaniu 75% książki nie ma nic wspomniane, że przecież musiałby być jakiś strażnik skarbu skoro tytuł na to wskazuje. Na szczęście koniec wszystko dokładnie wyjaśnia i... zaskakuje. 
Treść książki to fikcja literacka,  nie mniej jest ona suto wzbogacona w wiele faktów historycznych z Kalisza. W pewnym momencie pomyślałam iż jest to taki polski Kod Leonarda da Vinci, aż się chce wziąć książkę do ręki, pomaszerować na wspominane ulice i popatrzeć  gdzie która akcja się rozgrywała! Tę książkę na pewno przeczytam jeszcze raz! Przeczytałam ją chyba zbyt szybko i kilka faktów nie chcący mi umknęło np  nie wiem czemu głowa jednej z ofiar trafiła tam gdzie trafiła, a może po prostu autorka tego nie wyjaśniła w książce. Poza tym wątek romantyczny z panem Jezierskim nie został do końca wyjaśniony dlatego czekam na dalsze części! 


W internecie znalazłam wywiad z panią Ponomarenko i fragment powieści, posłuchajcie jeśli macie ochotę.