poniedziałek, 6 czerwca 2011

o wróblach, kurach i innym drobiu

"idę przez wieś,
okna wszystkie szklane,
a u naszego Jacka,
gaciami zapchane"

tak mi się akurat przypomniało, pewien dzieciak który dziś już dziecka nie przypomina zaśpiewał taką przyśpiewkę na moich weselnych oczepinach.

Idę sobie przez... sąsiadowe podwórko, widzę idzie kura, prowadzi małe kurczaczki, ale po bliższym przyjrzeniu, stwierdziłam że to nie kurczaki, więc cóż to? Ech, znowu sąsiad podłożył kurze jaja perliczki. Ta oczywiście swą powinność uczyniła i teraz wychowuje jako własne. Widać można jak się chce. Przyszła mi do głowy wtedy myśl jaką często powtarza mój szwagier: nie ważne kto zrobił, ważne kto wychował.
Po powrocie do domu na balkonie znajduję porzucone pisklę. Małe, mizerne i martwe. Obok także naklute jajko, widać ptasia mama zrobiła selekcję w gnieździe. No i nachodzi mnie refleksja, czemu tamta kurza mama przyjęła cudze jak swoje a ta, coś jej nie pasuje to fora z gniazda. Kilka dni później, czyli dziś na balkonie znajduję kolejne pisklę. Tym razem żywe i sporo podrośnięte. Ma już nawet kilka piórek. Dobić nie miałam sumienia, wyrzucić też nie, bo pisklak już dźwięki jakieś wydawał. Wzięłam do domu. Packę w dłoń i polowanie na muchy. Jak na złość jak zawsze było kilka upierdliwych to tym razem jak na receptę. Znajduje kilka, wpycham malcowi do dzioba. Ten jak roztworzy tą swoją paszczę to co to taka mucha na niego jak by tam spokojnie i owada wielkości szerszenia wsadził. Myślę sobie, przeżyje albo nie. Jak przeżyje to fajnie, ja nie no trudno, przynajmniej próbowałam. Po kilku muchach wróbel, bo taki to go gatunek, szkoda że nie wilga ale co tam, odzyskał siły i co chwile się kolejnej muchy dopominał. Na zmianę z dzieciakami urządzaliśmy polowanie na owady. Ptaszysko spokojnie zeżarło ich z 80 szt. Walnęło przy tym 2 gigantyczne kupy. Już się nie dziwie że matka go z gniazda wywaliła. Jak bym tak miała za setką much co dziennie latać... nie chciałoby mi się. Wniosek, nie ma co być pazernym w życiu bo cie z ciepełka wywalą.

1 komentarz:

  1. Też kiedyś muchy łapałam, jajeczka gotowałam a potem .... potem latać uczyłam i nauczyłam. Tylko, że wróbel nie chciał odlecieć, wracał i na ramieniu mi uparcie siadał ... :)

    OdpowiedzUsuń