czwartek, 2 sierpnia 2012

Z życia wzięte

Mieszkam na trasie pielgrzymki gnieźnieńskiej do Częstochowy. Jak co roku 1 lipca przez Macew maszerują tłumy. Towarzyszą im hektolitry potu, lejący się prosto z nieba i odbijający od palącego asfaltu żar, a mimo to idą z uśmiechem na twarzy i śpiewem. Ludzie, jak ludzie, nogi poowijane, liczne kontuzje, ale najbardziej to przekichane mają ci panowie z czarnych sutannach. Wędrowcy u nas we wsi akurat mają krótki postój na odpoczynek. Zanim jednak dotrze pierwsza grupa piechurów, zjeżdżają się różne auta organizatorów pielgrzymki, karetka, autokar i coś jeszcze. To coś okazało się być dużo większą atrakcją niż jacyś tam ledwo idący ludzie. Spora grupka dzieciaków akurat siedziała na miedzy. Jak do tej pory byli zajęci obserwowaniem pracującego w polu kombajnu. Za moich czasów (a nie jestem aż tak bardzo stara) taki kombajn, sprawiał nie lada frajdę. Obserwowanie jak kosi zboże, pozostawiając za sobą tylko rządek słomy i wysypując co jakiś czas zgromadzone ziarno na przyczepę. Dzisiejsze dzieciaki siedzą na tej miedzy tylko dlatego że rodzice akurat ustawili szlaban na komputer i z łaski popatrzą na pracującą maszynę. Nagle do parkujących obok aut pielgrzymów podjechał samochód transportujący toi toje. Jeden chłopiec z tłumu się drze: Kible przyjechały!!!! i już nikogo nie interesował jakiś tam najnowszej generacji kombajny tylko poleciały wszystkie jak jeden popatrzeć na o dziwo pachnące wychodki. A ja stoję, jak ta ofiara losu i się zastanawiam, gdzie podziały się mózgi teraźniejszych dzieciaków?



1 komentarz:

  1. Bardzo fajne zdjęcie Ci wyszło :) A co do treści posta to nie wiem jak się odnieść by nie urazić dzieci hmmm więc przemilczę.... Ale zgadzam się z Tobą w 100%. Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń