Kiedy umiera bliski nam człowiek,
pogrążeni w bólu zaczynamy
myśleć czy jest coś oprócz życia ziemskiego. Czy niebo i piekło naprawdę
istnieją. A co jeśli oprócz tego, co na ziemi, nie ma już nic?!
Sięgając po „Uzdrowiciela” pomyślałam
sobie, że to pewnie będzie jakaś powieść o fanatyku specjalizującym się w
niekonwencjonalnej medycynie. Już sama okładka nadawała lekko hipnotyzującego
charakteru. Po przeczytaniu wstępu stwierdziłam: oho, może być ciekawie.
Główny bohater Mariusz jest właśnie w
klasie maturalnej. Zdecydowanie różni się od swoich rówieśników. Spokojny,
zamyślony, nie śpieszy się, jeśli nie widzi ku temu powodów, gdyby jednak
musiał stanąć do bójki, nie zawahałby się użyć pięści w odpowiedni sposób.
Niestety, chłopak boryka się z dużą wadą wzroku. Teoretycznie jest ona
operacyjnie do wyleczenia, ale wiąże się to z wysokim ryzykiem. Niespodziewanie
Mariusz dostaje adres od kolegi do uzdrowiciela. Chłopak nie daje wiary
zapewnieniom kumpla, że ktokolwiek może mu jeszcze pomóc. W drodze powrotnej do
domu na skutek zbiegu okoliczności, nasz maturzysta trafia niespodziewanie pod
wskazany adres. Dom, w którym ponoć mieszka uzdrowiciel na pierwszy rzut oka
wygląda na opuszczoną ruderę. Kiedy jednak Mariusz postanawia się wycofać, tuż
przed drzwiami, pojawia się uzdrowiciel – Christian. Wada wzroku zostaje szybko
wyleczona.
Możecie się śmiać, ale już w tym momencie
z racji tego, że sama noszę okulary, zaczęłam poszukiwać tajemniczego punktu na
głowie, gdzie należało trzymać ręce w celu kuracji.
Christian za swoją pracę nie chciał
pieniędzy. Mariusz pełen euforii chciał, aby uzdrowiciel pomógł też innym
ludziom, na co szaman nie chciał się zgodzić. Mężczyźni w drodze rozejmu
postanowili zawrzeć zakład:
„- Ty zastosujesz się do pewnej zasady, a
ja zacznę uzdrawiać. Jeśli choć raz nie zastosujesz się do tej reguły, to
zostaję tutaj i żyję sobie w spokoju. Czas, jaki masz wytrzymać…- zamyślił się
- powiedzmy tydzień.
- Dobra, jaka to zasada?
- Jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek,
nadstaw mu lewy. Czyli nie wolno ci się z nikim bić, jak cię ktoś zaczepi, masz
ustąpić. A jeśli ktoś zaczepi kogoś, kogo musisz bronić, to wolno ci, ale tak,
żeby nie uderzyć przeciwnika.”[1]
Nietrudno się domyślić, że akurat w ten
konkretny tydzień Mariuszowi będą się przydarzały niespodziewane sytuacje,
które bardzo utrudnią mu wygranie zakładu. Choć chłopakowi nie jest łatwo,
udaje się mu wytrwać w przysiędze. Christian zaczyna uzdrawiać.
Zagłębiając się w treść książki w połowie
zaczynasz podejrzewać, iż pierwowzór takiego uzdrowiciela już istniał w naszej
bardzo odległej przeszłości, czyżby to był klon tego człowieka?! Czy to jest
faktycznie klon czy może zwykły naśladowca? Ciekawi cię, czy historia znów
powtórzy to, co było i czy tym razem znów będzie miała smutny koniec? Nie chcę
tutaj wprost powiedzieć, kogo mam na myśli, by nie zepsuć wam wyjątkowej
przygody, gdy sięgniecie po tę lekturę. Zrozumiecie też, dlaczego uzdrowiciel
nie brał pieniędzy za to, co czynił.
Mariusz Garlicki świetnie wplątał
faktyczne zjawiska, jakie zdarzyły się w 2013 roku do swojej powieści. Sprawia
to, że książka staje się niezwykle realna. Wydawnictwo Novae Res określiło ją
jako powieść dla młodzieży. Uważam, że z czystym sumieniem mogą sięgnąć po nią
wszyscy. Pochłania się ją z niebywałą pasją. Książka jest tak dobra, że
czytając ostatnią stronę, znów wracasz do wstępu. Czytasz go ponownie i
czujesz, że nabiera on zupełnie innego dźwięku. Chcesz czytać znów od nowa całą
powieść. Jeśli jesteś fanem „Kodu Leonarda da Vinci” to zdecydowanie powinieneś
przeczytać „Uzdrowiciela”. Polecam!
[1] str. 37, Mariusz
Garliczki, Uzdrowiciel, Novae Res, Gdynia 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz