Całkiem dawno Majowie
straszyli nas widmem końca świata, który łaskawie nie nadszedł. Założę się
jednak, że niejeden z nas zaczął się zastanawiać, co by było, gdyby
przepowiednia faktycznie okazała się prawdziwa. Odważę się nawet stwierdzić, że
sporo osób jednak w nią uwierzyło, choć się do tego nie przyznaje.
W książce pt. „Koniec
świata” Izabelli Frączyk, poznajemy Marylkę. Kobieta ma 28 lat i nieudany
związek za sobą. Porzucona zostaje przez narzeczonego, gdy ten dowiaduje się o
bezpłodności dziewczyny. Na co dzień bohaterka pracuje w agencji
reklamowej, jest zdolną copywriterką z widokami na oszałamiającą karierę.
Atrakcyjna singielka, która twardo i odważnie stąpa po ziemi. Nie boi się
posiadać własnego zdania, nie jest też osobą, którą można kupić!
Wyjeżdża z kolegą z
pracy na służbowy wyjazd do Sopotu. Marcel ma opinię bawidamka i podrywacza,
któremu bozia nie poskąpiła urody. Jednak podczas podróży okazuje się być miłym
i kulturalnym mężczyzną. Na skutek zdradzieckiego działania Johnny Walkera para
spędza upojną noc w swoim towarzystwie. Marylka zakochuje się! Nie wie jednak,
że mężczyzna nie do końca jest z nią szczery, a strzała miłości, jaka wydawać
by się mogło szczęśliwie połączy parę, nie była własnością Amora, lecz
podstępną intrygą. Po powrocie do domu Marcel jedzie na kilkutygodniowe
szkolenie do Madrytu, nie informując o tym fakcie Marylki. Dziewczyna pozostaje
sama z nawałem pracy na głowie i upierdliwym, a zarazem najważniejszym klientem
agencji Tadeuszem Gawłowiczem, dla znajomych zwanym Krzyśkiem. Jakby tego było
mało, opiekuje się też bratankiem, który w przerwie, kiedy to przypala garnki
lub topi się w wannie, przeżywa swoją pierwszą młodzieńczą miłość.
Marylka otrzymuje
niespodziewanie zaproszenie na służbowy wyjazd do Szwajcarii. Ku zaskoczeniu
dowiaduje się, że ma tam spędzić kilka dni w towarzystwie wspomnianego już
upierdliwego klienta Krzyśka. Nie wie jednak, iż od dłuższego czasu wpadła w
oko biznesmenowi, który o zgrozo jest niezwykle atrakcyjnym mężczyzną, a prawa
natury nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Tylko tyle i aż tyle, a
przecież jeszcze nie wspomniałam o najważniejszym, tzn. zbliżającej się
zagładzie przepowiedzianej przez Majów.
Czy faktycznie będzie
koniec? Czy może początek! Początek nowego życia. Tylko, z którym mężczyzną? A
może pojawi się trzeci? Oj, tego nie zdradzę. Zachęcę za to was do przeczytania
książki, bo naprawdę warto. Już sama okładka ma bardzo apetyczny wygląd i
założę się, że będzie sporo osób, które nie przejdą obok niej obojętnie.
Kiedy zaczynałam
czytać książkę, odkrywając, że główna bohaterka pracuje w agencji reklamowej
pomyślałam sobie: rety, czy już nie ma innych atrakcyjnych zawodów dla kobiet w
kobiecej literaturze? Czy pisarze nie mogą wybrać innego tematu jak
pracoholiczki lub odwrotnie, rzucające właśnie pracę i wyjeżdżające na wieś, by
odkryć siebie. Postanowiłam jednak dać szansę pisarce i grzecznie czytałam
dalej. Założę się, że sporo osób zamykając ostatnią stronę książki stwierdzi
coś w stylu: eee, wiedziałam/łem, że tak to się skończy! Ale!!! Na pewno te
same osoby nie ominie pewna refleksja na temat ludzkich zachowań, ocena
charakteru i ich tchórzostwo lub odwaga sprawią, że powiemy krótko: fajna
książka!
„Koniec świata”
Izabelli Frączyk to lekka i niezwykle wciągająca powieść w szczególności dla
Pań. Ma bardzo ciekawy klimat, jest idealna do poczytania przy kawusi. Polecam
gorąco. Kolejna powieść autorki „Jak u siebie” ukaże się już jesienią 2014 i na
pewno ją kupię.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz