sobota, 3 września 2011
Opowieść o plemniku.
Czasem sobie myślę, że ktoś tam na górze nade mną czuwa. Daje mi coś z nienacka (sory babole nie wiem jak to poprawnie się pisze) a za moment ten ktoś ma niezły ubaw z moich dalszych poczynań. Już wyjaśniam o co biega, jeśli macie w obecnej chwili brudny monitor to go nie czyście bo zaraz go i tak zachlapiecie tak jak i ja gdy tylko sobie przypomnę co zrobiłam.
Zaczęło się jak zwykle niewinnie. Miałam udać się do pewniej solenizantki na imieniny, jednak lenia dostałam i kompletnie nie chciało mi się szlachetnych czterech liter z miejsca ruszyć. Los sprawił, że w kuchni zrobiła się mała awaria. Nad awarią zapewne czuwał ów ktoś do góry. W planie na przyszłość, kiedy to już uporamy się z remontem w pokoiku chciałam po przestawiać to i owo w kuchni, niestety przestawki te łączyły się z dalszymi finansowymi kosztami. Na co mój szanowny majster-małżonek nosem kręcił, że nie teraz, że za drogo itp itd. Awarią był kran i woda która się z niego wydostawała i płynęła sobie cichaczem pod boazerią. U nas nic widać nie było, za to piętro niżej z sufitu kapało.
Skoro awaria to i odstawianie wszystkiego, jak już odstawianie to prawdopodobnie i kucie muru, jak poważniejsze roboty to oczywiście z maluchami trzeba było emigrować z domu żeby szanownemu majstrowi nie przeszkadzały i narzędzi nie zabierały. Szanowny majster stwierdził że skoro już trzeba kuć to i te nowe przyłącza od razu zrobi i tu czuwającemu na górze za to dziękuję (majstrowi przy okazji też)
Chcąc nie chcąc trzeba było się na te imieniny wybrać. Po drodze musieliśmy wstąpić po kwiatki, bo jak tu do kobiety bez kwiatów iść. Pozostawiłam dzieciaki z najstarszym synem pod sklepem bo tam gdzie i kwiatki tam i niestety zabawki były gdybym weszła z maludami nie obyłoby się bez zakupu czegokolwiek. No to galopem wskoczyłam do sklepu po lewej stronie zamówić kwiatka, ale nie była bym sobą gdybym jakiegoś numeru solenizantce pół żartem pół serio nie wykroiła. Z samymi kwiatami łyso iść, a ów pani wszystko ma, więc trafić w gust ciężko, ale było coś co spełniało kryteria. Przypomniało mi się że chyba widziałam takie coś w sklepie na przeciwko. No to galopuję tam i co widzę?? Niestety, do kasy mega kolejka. Rozglądam się po półkach i upragnionego gadżetu nie widzę, no więc działając impulsywnie przeciskam się do kasy i walę z grubej rury do ekspedientki:
- Czy to u pani widziałam plemnika z alkoholem?
- Słuchaaaaaaaaaaaam????????????? - Szanowna pani wybałuszyła gały i z miną jakby chciała sobie przypomnieć czy oby tego dnia na pewno założyła majtki lub czy czasem nie rypnęła się z kalendarzykiem małżeńskim, lub też czy już biec po test ciążowy, zmieszana czekała na moją odpowiedź. No to tłumaczę gestykulując przy tym rękoma
- No taki plemnik, fiolka w kształcie plemnika z zakręconym ogonkiem, z alkoholem w środku !!!!
- Nieeee! Pierwsze coś takiego słyszę. - a dookoła słychać już rechot pozostałych klientów. No fakt, to jednak nie tu widziałam plemnika.
- a to dziękuję, to chyba jednak było w innym sklepie - i teraz nawet już wiem w którym. Czy byłam czerwona? Pewnie tak, ale było gorąco, a mnie się śpieszyło. Za to jak teraz sobie przypomnę to zdarzenie to sama z siebie śmiejąc się doprowadzam się do łez i zachlapanego monitora. Szanowny na górze też pewnie się kula ze śmiechu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz