czwartek, 8 listopada 2012

Byłam na Krecie

"...Czy chciałaby Pani Araba?
Araba, Araba ach nie!
Bo Arab Arabkę
całuję przez szmatkę,
Araba, Araba ach nie!"
 
A któż to się chowa pod tą "szmatką" ?!
- Wyemigrowałam?
- Nie! ...choć pewnie nie jeden by chciał.
- Napadam na banki?
- Też nie! Choć obecna sytuacja daje do myślenia, czy czasem nie zacząć?!
- No więc któż to jest?
- A to jest Kret! Jarosław Kret!
- Znacie? No pewnie! To ten pan od pogody ;)
Odwiedził nas nie dawno w Gołuchowie.
Gaduła z niego niemożliwa. 
Spotkanie trwało ... ponad 3 godziny. 
Pan Jarek miał duuużo do powiedzienia
i trochę do pokazania

 
a choćby taki hinduski kubraczek pokazał.
Zgadnijcie co ma założone w pasie?
Pasek? 
Bzduuura
To koszula zwinięta kilka razy i zawiązana do tyłu.
A tak szlachecko się prezentuje, prawda!

Co nam jeszcze pokazał?
a gatki nam pokazał!
Nie swoje oczywiście (o dziwo aż taka ciekawa nie byłam)
hinduskie gatki pokazał
Stringi to przy nich nić dentystyczna ;)


Pan Kret przyniósł tez troszkę jedzenia. 
Niestety nazw już nie pamiętam.
Każdy, bądź prawie każdy mógł spróbować.


 a kto nie mógł spróbować bo brakło, cóż, mógł się tylko cieszyć.
Dostało mi się między innymi coś takiego, co przypominało trochę pierożek.
Cholernie twarde
diabelsko pikantne
Kiedy już dobrałam się do nadzienia to nie wiedziałam czy już mam gałki oczne po podłodze gonić czy jeszcze siedzą w oczodole.


 Na szczęście ucztę przeżyłam i mogłam lecieć po fotkę, przytulańca



i po autograf ma się rozumieć.
Z pana Jarka to niemalże Pikaso (polskiego pochodzenia)
;)
wszyscy mieli słoneczko malowane w książce.
 

1 komentarz:

  1. Fajne spotkanie....Lubię pana Kreta,też bym pewnie poszła gdybym miała możliwość:)))Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń