Sławomir Kańkowski
"Boski porządek"
Żniwa, pracaw polu, zaprawy na zimę, odpusty i dożynki. Tradycja.
Przyjaźń, zawiść - uczucia zawsze i wszędzie takie same.
Poddane prawom natury życie na wsi ma swój stały i niezmienny rytm. Boski porządek to wpisana w wiejski, sielankowy obraz krytyka naszych ludzkich przywar, to zaduma nad przemijaniem i ponadczasowymi wartościami.
Do Stacha w zasadzie nic nie mieli, poza tym, że wkurzali się strasznie na jego widok. To też pewnego ciepłego wieczoru postanowili, że zrobią mu kawał. Plan był prosty. Stachu co wieczór przesiadywał u pewnej pulchnej mężatki, a wracając do domu, przejeżdżał przez całą wieś. Uknuty plan przewidywał zatem, że amanta należy wzorcowo i porządnie wystraszyć.
Umówili się na wpół do jedenastej przy starej wierzbie.
- No i co, masz te gały? - niecierpliwił się przyszły duchowny, śmiejąc się do rozpuku.
- No pewnie. A ty masz prześcieradło?
- Jasna sprawa, że mam. Dobra, przymierzmy ten sprzęt.
To mówiąc, włożył połówki piłeczki pingpongowej w oczodoły i przywdział prześcieradło. Jachu z wrażenia aż oniemiał.
- Kurde, ale jaja.
(...) Naraz usłyszeli odgłosy rozklekotanego roweru. (...) Jachu pospiesznie przywdział prześcieradło i włożył pingpongowe oczy. Gdy niczego nieświadomy rowerzysta zbliżył się na odpowiednią odległość, zjawa wyszła zza drzewa. (...) Stachu nie od razu dostrzegł ducha, dopiero po chwili włos mu się na głowie zjeżył, a oczy nabrały wielkości pięciozłotówek. Ze strachu tak mocno nacisnął na pedały swojej damki, że zgrzyt przepuszczającego od tego momentu torpeda bardziej przerażał niż skręcający się ze śmiechu upiór. Pomimo to nabrał takiej prędkości, że o mały włos nie trafiłby do bramy. (...) Ciężko przerażony nie zdążył wyhamować przed szopą i z całym impetem wjechał weń, zatrzymując się z wielkim hukiem na przeciwległych wrotach. Zdyszany, spocony i poobijany, podniósł się szybko z glinianej posadzki i co sił w nogach ruszył w kierunku domu. Niestety, drzwi wejściowe były (...) zamknięte. Przeliczył się więc i chcąc w pędzie znaleźć się w domu, wyrżnął w solidne dębowe drzwi aż do bólu. (...)
Na drugi dzień we wsi o niczym innym nie mówiono. Niektórzy nawet próbowali kojarzyć zjawę z jakąś zmarłą dawno temu osobą. Stachu zaś od tamtej pory wracał do domu, gdy słońce było jeszcze na niebie.
Tyle można się dowiedzieć z okładki książki. Wystarczyło żeby mnie zainteresować. Dalsza część przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Książka cała jest wzbogacona wspomnieniami o zabawnych przygodach, kawałach i wybrykach dwóch urwisów. Gdy dorośli poczucie humoru też ich nie opuszczało, a przy tym sentymentalne przedstawienie uroków polskiej wsi za czasów komuny. Myślę, że książka ta stanie się bliska wszystkim tym którzy znają wieś od podszewki. Pozostałym też ją polecam, uśmiejecie się do łez. Panie Sławku, gratulacje, świetna książka.
Dla tych co nie czytają bo szkoda im pieniędzy na książki dodam że w księgarni Matras można ją wyszperać w promocyjnej cenie za 4,90zł, to nawet papierosy są 2 razy droższe.
Przeczytałam i bardzo mi się podobała ta książka.
OdpowiedzUsuńMusimy sięgnąć po tę pozycję:)
OdpowiedzUsuń