niedziela, 27 listopada 2011

Kurs łopatologii

Moja kochana mama twierdziła kiedyś, że nie lubi uczyć swoich córek jak coś zrobić. Chodziło to głównie o prace w gospodarstwie domowym. Nie miała zanadto cierpliwości na żmudne tłumaczenie co i jak. Zachowanie to się w późniejszym czasie na niej zemściło gdyż wszystko musiała robić sama. Kiedyś wpadła dla odmiany na szatański plan, a było to zaraz po kupnie nowej pralki do prania typu automat. Automat to nie Frania, trochę komplikacji posiada. Mama pomyślała sobie wtedy, że jak celowo nie nauczy się obsługi tego sprzętu to prać będą musiały córki. Córki kumate, szybko sprzęt opanowały i ów czynności piorące z musu i czasem chęci wykonywały. Niestety los przewrotny jest i znów mamie psikusa zrobił. Córki z gniazda wyfrunęły, a nieszczęsny automat i góra prania pozostała. Podczas jednej z moich wizyt u mamy szybko jej obsługę łopatologicznie wytłumaczyłam i ku mojemu zaskoczeniu mama szybko wszystko skumała. Wniosek, na naukę nigdy nie jest za późno... albo, całkiem dobrze umiem tłumaczyć jeśli chodzi o łopatologię.
Od paru dni chodzi mi po głowie pewien pomysł, bo słyszę dosyć często od ludzi jaka to zdolna jestem, ile umiem, choć ja sama za aż taką zdolną się nie czuję, może po prostu jestem zbyt wymagająca jeśli chodzi o własną osobę. Pomysł polega na tym aby przekazać trochę tej mojej wiedzy innym, ci co jeszcze nie umieją, a chcieli by.
Chciałabym dać też trochę siebie innym.
Zanim wezmę na warsztat obcych ludzi postanowiłam popracować z tymi których mam pod ręką, a nie są to wbrew pozorom łatwi ludzie. Ludź pierwszy to mój syn Maciek, ludź drugi to córka Ola. Lat 12 i 10. Dzieciaki zdolne, ale zmanipulowane przez komputer. Kumate, ale pędziwiatry owsikami nafaszerowane co to za wiele w jednym miejscu nie posiedzą. Ola szczególnie gdy napotyka pierwszą trudność zaraz się poddaje i szuka naiwnego co problem za nią rozwiąże. Zrobi oczyska niczym słynna scena kota ze Shreka 2, walnie "mama zrób" i mama robi. Nie ma tak, od dziś "mama nie robi" od dziś "dziecko, próbuj sama"
Dziś mama znalazła w sieci konkurs na "kartkę świąteczną". Posadziła mama dziecię jedno przy jednym kolanie, drugie przy drugim (choć dzieci znajdowały się w dwóch różnych pokojach, ale spoko dałam rade, nogi mam długie) i tłumaczę, powoli by zrozumiałe było, a w sercu cholera mnie bierze jak tą robotę widzę, bo ja bym to już 100 razy zrobiła, ale co tam, cierpliwie czekam, pokazuje, poprawiam błędy. Uff, koniec, pięknie dzieci zrobiły i co najważniejsze zrozumiały.
Przy okazji fot kilka kliknęłam.
Ola przy pracy


i gotowa kartka świąteczna Olki - haft matematyczny



Maciek przy pracy

gotowa praca Maćka - quilling



Skoro udało mi się okiełznać twórczo moje dzieci, to myślę, że z obcymi dałabym sobie też radę, w każdym bądź razie zapisy na łopatologię otwarte: :)

Pędziwiatr ze mnie straszny i nie mam się co dzieciom dziwić, że same na miejscach niewiele posiedzą. Wybrałam się z synem w tym tygodniu na zakupy, po drodze zgarnęliśmy znajomą do towarzystwa. Znajoma choć wiosen ma już kilkadziesiąt to wyglądem maratończyka przypomina. Pół drogi w duchu sobie przeklinałam że akurat takie buty miałam kaprys założyć. Szpileczki to nie jest mądry pomysł na długie wędrówki. Czas na zakupy miałam ograniczony, więc przeklinań nie było końca na temat: ile to bym szybciej doszła tam czy siam w innych butach. Za to znajoma pod rękę mnie co rusz łapała co bym zdeko wolniej szła bo nie nadążała, a w myślach kombinowała co tu zrobić żeby mnie przystopować trochę. Co sobie Maciek myślał wolę ja nie myśleć, choć wiem, że do mojego galopu jest przyzwyczajony.
W każdym bądź razie wędrówkę moją postanowiłam troszkę uwiecznić ołówkiem. Marzę o tym aby kiedyś wrócić do rysowania, a bez treningu to nie będzie realne.

sobota, 26 listopada 2011

Temari

Temari miałam zamiar pochwalić się w grudniu, ale w sumie, to już tuż tuż, to co mi szkodzi zabłysnąć już teraz. Od razu się przyznam że środkowy pas ze wzorkiem to czysta improwizacja i dlatego nie jest taki idealny, ale co mi tam, Za mistrza w tej dziedzinie się nie uznaję ;).



piątek, 25 listopada 2011

Beatrycze

Beatrycze — imię żeńskie pochodzenia włoskiego. Wywodzi się od słowa oznaczającego "przynosząca szczęście".


poniedziałek, 21 listopada 2011

Regina

Naszyjnik wykonany babkowym sznureczkiem, troszkę szydełkowej makramy i kilka koralikowych gadżetów.

Regina — imię żeńskie pochodzące od łacińskiego słowa regina - królowa. Imię to nawiązuje do miana Regina Coeli, którym określa się Matkę Boską Królową Niebios. W Polsce zanotowano je już w 1386 roku.


niedziela, 20 listopada 2011

Maksencja

Maksencja — imię żeńskie pochodzenia łacińskiego, pochodzące od łacińskiego imienia Maxentius, które wywodzi się od słowa maximus "największy, najwspanialszy". Patronką tego imienia jest św. Maksencja z Beauvais, Szkotka z pochodzenia.

Taki mały miks frywolitki z makrama szydełkową i kamyczkami.





W tym roku zaraziłam dzieciaki ochotą na zbieranie grzybów. Niewiarygodne, mamy 20 listopada, a one przynoszą mi taki łup.

piątek, 18 listopada 2011

Arielka

Z racji braku poszukiwanego ognia, naszła mnie refleksja, że musiałam się zrobić nudna. Dlatego zmobilizowałam się troszkę (ale tylko troszkę), odkopałam zapomniany już aparat i cyknęłam kilka fotek dobrodziejstwa jakie stworzyłam. Coby hurtem nie pokazywać, jak to mam w zwyczaju, rozbije otrzymany materiał na kilka postów.

Wreszcie udało mi się zrealizować mój filcowy plan. Zabierałam się do czesanki kilkanaście razy... niestety tylko w myślach. Aż pewnego wieczoru, myśli straciły swą ulotność i stały się ciałem stałym. Swoją droga muszę wspomnieć, że filc to jest taka moja pięta Achillesowa. Cuda bym z niego zrobiła, gdyby nie specyficzne dźwięki jakie wydaje podczas obróbki. Nienawidzę różnego rodzaju zgrzytów, szelestów i innych trudno do nazwania dźwięków. Aż wykręca mnie wtedy w uszach na drugą stronę. Brrrrr

Nie byłabym też sobą gdybym nie nadała jakiegoś fikuśnego imienia. Dziś będzie to Arielka

Ariel (hebr. אֲרִיאֵל) – imię męskie pochodzenia biblijnego. Wywodzi się od hebrajskich słów oznaczających "lew Boga". W Starym Testamencie używane było jako alternatywna nazwa miasta Jerozolima. Żeńska forma to Ariela.



piątek, 11 listopada 2011

Ogień poszukiwany

No proszę, to już listopad, a u mnie jeszcze ani jednego wpisu w tym miesiącu. Na co dzień tworzę, ale "tfórca" ze mnie żaden bo większość prac nie doczekało się idealnego zakończenia. Brakuje im tak zwanej wisienki na torcie. Owa wisienka będzie, ale jeszcze nie teraz.
Między jedną twórczością, a drugą dopada mnie jeszcze kilka fochów, zwłaszcza wtedy gdy siadam przed komputerem i czuję lekki niesmak, niezadowolenie z powodu nie znalezienia interesującego punktu zaczepienia. Przeglądam różne informacje i stwierdzam: nuda, nuda i jeszcze raz nuda, brakuje mi czegoś takiego... z biglem! Skrzynka mailowa też nie napawa mnie optymizmem gdyż od kilkunastu dni jedynie co na nią przychodzi to spam, brrrr o zgrozo. Może znalazłaby się jakaś rozrywkowa duszyczka, która do mnie napisze?
Brakuje mi ognia w życiu.