poniedziałek, 24 lutego 2014

Gabriela Gargaś "Namaluj mi słońce"

           W życiu każdego człowieka zdarzają się chwile samotności w tłumie. Chciałby spotkać przyjaciela który spędzi z nim trochę czasu, wysłucha go, ale nie będzie oceniał i krytykował. Takim przyjacielem do wynajęcia jest Sabina. Są w śród nas ludzie którzy nie mają czasu ani sposobności, żeby zawierać bliższe znajomości, a niekiedy chcieliby z kimś pogadać, tak po prostu, o rzeczach błahych lub poważnych problemach. Takim przyjacielem „do wynajęcia” jest Sabina, odwiedza też szpitale, hospicja i domy starców. Jest dla innych ludzi duszą towarzystwa, a sama prowadzi samotne życie. Wydaje się być nieszczęśliwa, a czasem nawet zgorzkniała.

            Pewnego dnia nasza bohaterka spotyka w parku sześcioletnią dziewczynę. Początkowo Marysia jest dla Sabiny niczym upierdliwa mucha. Im bardziej dziewczynka stara się zaprzyjaźnić z kobietą, poszukując w jej osobie matki której nie ma, tym bardziej wprawia to Sabinę w rozdrażnienie. Jednak z dnia na dzień Marysia zaczyna zajmować w sercu Sabiny coraz więcej miejsca. Wkrótce po tym Sabinka poznaje Maksa, ojca Marysi.

Przystojny, atrakcyjny, bogaty z wielkim bagażem życiowych doświadczeń. Mężczyzna przez trudną przeszłość stał się typem Piotrusia Pana i wiecznego poszukiwacza przygód. Nie angażuje się w poważne związki. Swoje zainteresowanie okazuje tylko do momentu „złapania króliczka”. Sabina wie w jaki układ się angażuje, a mimo to zakochuje się w Maksie. On natomiast dostrzega, że nie jest taka jak kobiety z którym spotykał się dotychczas. Za każdym razem, kiedy się spotykają, obiecuje sobie, że zostawi ją w spokoju. Jednak gdy tylko się z nią pożegna, już za nią tęskni. Związek jednak nie wchodzi w rachubę.

Gdy po burzliwych perypetiach między Sabiną i Maksem zaczyna się klarować spokojna przyszłość, jednak nic co dobre nie trwa wiecznie, niespodziewanie pojawia się Magda, matka Marysi. Sprawy znów zaczynają się komplikować.

            Gabriela Gargaś ujęła w książce wiele emocji. Pod kamuflażem pozornie lekkiej opowieści o przyjaźni i miłości pokazuje prawdę o człowieku ile tak naprawdę jest w stanie znieść, poświęcić, przetrzymać w imię miłości, przyrzeczonego słowa małemu dziecku i strachem przed samotnością do końca życia. Uzmysławia nam co tak naprawdę jest ważne w życiu.
            
„Na co dzień nie doceniamy tego, co mamy. Zawsze pragniemy więcej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. A to chcemy więcej pieniędzy, a to lepszego domu, więcej miłości, czułości, zawrotnej kariery. Czegoś, co przyjdzie kiedyś albo nigdy. Nie potrafimy się cieszyć teraźniejszością.”[1]

Kto twierdził, że lekkie książki można czytać tylko latem był w błędzie. „Namaluj mi słońce” jest świetną lekturą do czytania w mroźne dni przy kominku. Polecam z czystym sercem!




[1] Str 268. Gabriela Gargaś, Namaluj mi słońce, Feeria, Łódź 2014


poniedziałek, 17 lutego 2014

Jarosław Kowal "Zły człowiek"

„Zły człowiek” to debiut literacki gdańskiego dziennikarza Jarosława Kowala. Książka do łatwych nie należy. Już samo napisanie recenzji sprawiło mi wiele trudności. Opisać to wszystko, co tak doskonale ujął autor, cóż, nie lada wyczyn.

Gdyby ktoś zapytał mnie, o czym jest ta książka? W pierwszej kolejności odpowiedziałabym pewnie: nie wiem! Dopiero po dłuższym zastanowieniu dotarłaby do mnie poprawna odpowiedź. O samotności, o poszukiwaniu sensu życia, o niespełnionych oczekiwaniach, z sceną muzyczną w tle.

Główny bohater Jacek już od samego początku budzi w czytelniku skrajne emocje. Raz chciałoby się, mówiąc najdelikatniej, zdrowo potrząsnąć i powiedzieć: weź ty się chłopie za siebie, zrób coś mądrego w życiu. Innym razem zaczynamy go podziwiać. Czytając, próbowałam w myślach wyobrazić sobie naszego bohatera. Szybko doszłam do wniosku, że nie jeden człowiek widząc go na ulicy, zawczasu zmieniałby kierunek własnej drogi by przypadkiem nie musieć się z nim minąć. Z drugiej strony byłam bardzo ciekawe tego, co się w jego życiu dzieje. Pisarz często lawiruje w czasie, przeskakuje po różnych epizodach z życia zatracając porządek chronologiczny. Staje się to jednak atutem powieści, gdyż łatwiej zrozumieć przyczyny niektórych dziwnych, aczkolwiek dość specyficznych zachowań Jacka.

Zostajemy wprowadzeni w świat muzyki. Jacek jest jedynie pasjonatem, który musi dopasowywać się do grantów. Nie lubi być określany mianem artysty. Podczas wywiadu z dziennikarzem szczerze głosi swoje poglądy, co owocuje wykluczeniem go ze „środowiska muzycznego”.

Jacek, nie do końca potrafi określić swoje w relacje z mężczyznami i kobietami. Poszukuje pomocy u psychologa. Rozstanie z matką jego syna jeszcze bardziej nasila stan depresyjny, jednak nasz bohater nie targa na swoje się życie. Postanawia żyć dla syna.

„Nie mogłem wypowiedzieć umowy o życie, obecność Stasia zobowiązała moją obecność. Musiałem mu pomóc wylądować jak najdalej od jabłoni.”[1]

            Docierając do sceny gdzie Jacek odpiera główne zarzuty działaczek związanych z RZH o „zaniedbywanie prawidłowej ewolucji języka i reprezentowanie wartości, które promują wykluczanie” zaczynamy czuć sympatię do naszego bohatera. Wiązanka słowna, jaką zaserwował na odchodne paniom działaczkom Jacek bawi niemal do łez. Wyrwana z kontekstu i zacytowana tutaj nie byłaby już tak atrakcyjna, dlatego zachęcam do lektury.

            Jeśli szukasz w książkach głębszym przemyśleń, zachęcam cię do przeczytania „Złego człowieka”. Książka, choć biografią nie jest, jestem pewna, że jest odzwierciedleniem wielu życiowych sytuacji, które się gdzieś, kiedyś, komuś zdarzyły. Gdyby wszyscy debiutanci pisali takie książki, to doświadczeni w boju pisarze mogliby się czuć zagrożeni. Czytając tę publikację na pewno zagoszczą u Ciebie skrajne emocje. Na pewno co jakiś czas będziesz chciał rzucić ją w ciemny kąt, ale nawet jeśli odważysz się to zrobić, natrętna ciekawość sprawi że szybko tego pożałujesz, odszukasz książkę i mimo wszystko, przeczytasz ją do końca. Szczerze polecam i czekam na kolejne książki Jarosława Kowala.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Novae Res



[1] Str. 30, Zły człowiek, Jarosław Kowal, Gdynia 2013


czwartek, 6 lutego 2014

Agata Kołakowska „Wszystko co minęło”

„Wszystko co minęło” to kolejna obyczajowa powieść Agaty Kołakowskiej. Główna bohaterka Justyna postanawia radykalnie zmienić swoje życie. Odcina się od wszystkiego co ją spotkało. Zmienia miejsce zamieszkania, pracę, nr telefonu, ubrania. Postanawia być niezależna, bezkompromisowa i samowystarczalna. Przyczyniła się do tego seria nieszczęśliwych zdarzeń: porzucenie przez ojca, alkoholiz i późniejsza choroba matki, zdrada męża, egoistyczne zachowanie własnej siostry oraz nieudana próba samobójcza.
W nowym miejscu nie szuka przyjaźni, a już na pewno nie miłości. Wszystkich trzyma z dużym dystansem. Nawet bezdomnego kota który systematycznie dobija się do jej drzwi balkonowych. Boi się, że się przyzwyczai i na pewno w przyszłości znów straci to co uda się jej pokochać. Niestety decyzje, które wydawały się słuszne wcale takie nie są. Jak na ironię im większe mury wokół siebie buduje tym nowi znajomi bardziej próbują je taranować, wybierając Justynę na powiernika własnych problemów.

„Co się z tym ludźmi dzieje, że do zwierzeń wybierają właśnie mnie, pomyślała. Przecież ani przez chwilę nie starałam się wydawać ani zainteresowana, ani empatyczna”[1]

            Niespodziewanie po dwudziestu latach wraca ojciec Justyny i odnajduje ją dzięki detektywowi w nowym miejscu. Jest umierający. Dziewczyna wbrew własnej woli mimo wszystko odwiedza go w hospicjum. Boryka się z wieloma myślami czy wybaczyć mu to, że porzucił swoją rodzinę przed laty. W hospicjum poznaje wolontariusza Łukasza. Odkrywa co tak naprawdę ma w życiu największą wartość.

„Każdy ma jakąś przeszłość. Ale nie każdy ma to szczęście, żeby mieć przed sobą przyszłość”[2]

            Justyna otwiera się na miłość, ale nie jest prosta droga. Demony z przeszłości cały czas dają się we znaki, a zbieg okoliczności niektórych spraw jeszcze bardziej utrudniają podejmowanie decyzji.

„Nie zastanawiaj się zbyt długo, bo zamiast żyć, będziesz wyłącznie myśleć o życiu.”[3]

            Agata Kołakowska z powieści obyczajowej uczyniła genialną historię. Z pozoru łagodną do czytania, lecz kumulacja zdarzeń na koniec książki sprawia, że czytelnik zaczyna naprawdę się wzruszać. Bohaterowie są bardzo naturalni i realni. Ja sama przerzucając kolejne strony odpłynęłam na dobre z rzeczywistości zapominając o przyziemnych rzeczach takich jak posiłek czy sen. Czytelnicy o słabym i wrażliwym sercu przed przystąpieniem do  książki prosiłabym o skontaktowaniem się z kardiologiem J. Opowieść zawiera wiele życiowych mądrości. Przeczytajcie, naprawdę warto!



[1] Str 180, Agata Kołakowska, Wszystko co minęło, Warszawa 2014
[2] Str 268, Agata Kołakowska, Wszystko co minęło, Warszawa 2014
[3] Str 334, Agata Kołakowska, Wszystko co minęło, Warszawa 2014

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Prószyński i S-ka