W życiu każdego człowieka zdarzają
się chwile samotności w tłumie. Chciałby spotkać przyjaciela który spędzi z nim
trochę czasu, wysłucha go, ale nie będzie oceniał i krytykował. Takim
przyjacielem do wynajęcia jest Sabina. Są w śród nas ludzie którzy nie mają
czasu ani sposobności, żeby zawierać bliższe znajomości, a niekiedy chcieliby z
kimś pogadać, tak po prostu, o rzeczach błahych lub poważnych problemach. Takim
przyjacielem „do wynajęcia” jest Sabina, odwiedza też szpitale, hospicja i domy
starców. Jest dla innych ludzi duszą towarzystwa, a sama prowadzi samotne
życie. Wydaje się być nieszczęśliwa, a czasem nawet zgorzkniała.
Pewnego dnia nasza bohaterka spotyka
w parku sześcioletnią dziewczynę. Początkowo Marysia jest dla Sabiny niczym
upierdliwa mucha. Im bardziej dziewczynka stara się zaprzyjaźnić z kobietą,
poszukując w jej osobie matki której nie ma, tym bardziej wprawia to Sabinę w
rozdrażnienie. Jednak z dnia na dzień Marysia zaczyna zajmować w sercu Sabiny
coraz więcej miejsca. Wkrótce po tym Sabinka poznaje Maksa, ojca Marysi.
Przystojny, atrakcyjny, bogaty z wielkim bagażem życiowych
doświadczeń. Mężczyzna przez trudną przeszłość stał się typem Piotrusia Pana i
wiecznego poszukiwacza przygód. Nie angażuje się w poważne związki. Swoje
zainteresowanie okazuje tylko do momentu „złapania króliczka”. Sabina wie w
jaki układ się angażuje, a mimo to zakochuje się w Maksie. On natomiast
dostrzega, że nie jest taka jak kobiety z którym spotykał się dotychczas. Za
każdym razem, kiedy się spotykają, obiecuje sobie, że zostawi ją w spokoju.
Jednak gdy tylko się z nią pożegna, już za nią tęskni. Związek jednak nie
wchodzi w rachubę.
Gdy po burzliwych perypetiach między Sabiną i Maksem zaczyna
się klarować spokojna przyszłość, jednak nic co dobre nie trwa wiecznie,
niespodziewanie pojawia się Magda, matka Marysi. Sprawy znów zaczynają się
komplikować.
Gabriela Gargaś ujęła w książce
wiele emocji. Pod kamuflażem pozornie lekkiej opowieści o przyjaźni i miłości
pokazuje prawdę o człowieku ile tak naprawdę jest w stanie znieść, poświęcić,
przetrzymać w imię miłości, przyrzeczonego słowa małemu dziecku i strachem
przed samotnością do końca życia. Uzmysławia nam co tak naprawdę jest ważne w
życiu.
„Na
co dzień nie doceniamy tego, co mamy. Zawsze pragniemy więcej. Apetyt rośnie w
miarę jedzenia. A to chcemy więcej pieniędzy, a to lepszego domu, więcej
miłości, czułości, zawrotnej kariery. Czegoś, co przyjdzie kiedyś albo nigdy.
Nie potrafimy się cieszyć teraźniejszością.”[1]
Kto twierdził, że lekkie książki można czytać tylko latem był
w błędzie. „Namaluj mi słońce” jest świetną lekturą do czytania w mroźne dni
przy kominku. Polecam z czystym sercem!
Czytałam "Jutra może nie być", chyba w podobnym klimacie, świetna książka :)
OdpowiedzUsuń