środa, 13 czerwca 2012

Trzynastego

Trzynastego - wszystko zdarzyć się może!
Trzynastego - jak w .... zielonym kolorze!!!
Trzynastego - oj będę go długo pamiętać ... i dobrze, że już się kończy.
Nawet nie mam sił żeby mądrze opowiedzieć co z nim było nie tak. 

A żeby nie było, że pesymistka jestem, to pokarzę jakie nie dawno udało mi się zdjęcie fajne zrobić. 
Kropla rosy, a w niej mój dom... choć do góry nogami. Długo trwało, ale w końcu się udało coś takiego sfotografować 


poniedziałek, 11 czerwca 2012

Porażka

Ja to pewnie wygrałam monopol na życiowe porażki. Żeby chociaż połowa rzeczy mi się tak udawała jak nie udaje! Od paru dni chodzę jak ta chmura gradowa. Dlaczego? Dłubie sobie serwetkę aż tu nagle okazuje się że kończy się nitka. Biegnę w te pędy do szafki gdzie powinien być drugi kłębek kordonka i co? Owszem, kordonek jest tylko, że jest on minimalnie cieńszy choć kolor się zgadza. Drugiego takiego co by pasował wiem że już na pewno nie kupie, gdyż obecny był kupiony bez etykiety na allegro. Żeby to kurcze skończyło się na końcu rzędu, a nie w połowie i co teraz? Cała serwetka o kant stołu walnąć. Wszystko trzeba będzie zacząć od nowa. 
Nic mi kurde nie idzie. Moja nerwacja udziela się na wszystkim. Nawet życzeń urodzinowych przyjaciółce nie złożyłam bo nie chciałam zarażać jej moją grobową atmosferą. Nie żebym zapomniała. W świecie facebooka, nk, gg, skypa lub innego cuda nie sposób zapomnieć. I to mnie też lekko wkurza. A co mi tam, jak się wyżyć to po całości. Kiedyś jak się pamiętało o cudzych urodzinach to była na prawdę pamięć, a teraz zewsząd ci wszystko przypomina i żąda aby złożyć komuś życzenia. 
Z dalszych porażek: jakaś gadzina przyszła w nocy i porwała jednego małego kotka. Szkraby zaczęły już na oczka patrzeć, są takie kochaniutkie. Były 3 zostały 2. Niech tylko dorwę to obce kocisko to zobaczy gdzie raki zimują.
Gołębie też nocną wizytę przeszły 70% stadka w ciągu jednej nocy padło. Tylko, że w tym przypadku sprawcą było coś łasicowatego. Wkurza mnie to ogromnie. Jak nie jastrząb to coś kudłatego wiecznie się moimi ptaszkami żywi. 

A wam jak mijają dni?



poniedziałek, 4 czerwca 2012

Dacjanki

Dziś udało mi się wyszperać w Wikipedii fajne imię. Pomyślałam, że przygarnę je sobie do moich szydełkowych kolczyków. Ot takie sobie bimbadełka kiedyś zrobiłam
Dacjan – występujące w Polsce imię męskie o nieznanej etymologii. Istnienie jednej z nielicznych odnotowanych w historii postaci o tym imieniu nie zostało udowodnione; różne opowieści o świętych podają, iż był to legat rzymski, prześladujący chrześcijan. Był jednak rzymski polityk Dacjan, wpływowy za czasów Konstancjusza II, konsul rzymski w 358 roku.
Patron tego imienia w Kościele katolickim to św. Dacjan z Rzymu Ponadto w źródłach francuskich można odnaleźć św. Dacjana, o którym wzmianki w rzeczywistości dotyczą św. Dacjusza Agliati, arcybiskupa Mediolanu
Dacjan imieniny obchodzi 4 czerwca.







niedziela, 3 czerwca 2012

"Zakręcone"

Siódmego dnia Ktoś kazał nam odpoczywać. Dzisiejszy post jest zatem z gatunku tych odpoczywających. Oto szydełkowe kolczyki które u mnie odpoczywają. Może i są banalne, proste, ale... czasochłonne, gdyż wykonane z bardzo cienkiego kordonka i jeszcze cieńszym szydełkiem. Przeciętna ich średnica nie przekracza 5 cm. Ot taka sobie letnia biżuteria na zmianę do każdego kompletu bikini ;)






piątek, 1 czerwca 2012

Niewiele, ale zawsze coś

Czasem mam taki dzień że się wydaje: ha, dziś to pofrywolitkuję dużo. Nic mylnego, nagle okazuje się, że dzwoni telefon i trzeba być w zupełnie innym miejscu niż by się chciało lub mogło. W efekcie robótka leży i tęskni ... przynajmniej mam taką nadzieję. 

Czytając u Olgi Rudnickiej o kocie, pomyślałam, że pokarzę tu swojego. Mój co prawda nie terroryzuje nikogo po nocy, nie skacze po szafach, nie waruje przy lodówce. Ma za to od paru dni śliczne kociaczki. Kotka, bo to ona, trafiła do mnie przypadkiem. U znajomej była jako przybłęda. W sumie to nie wiem czy ktoś ją wyrzucił, czy może komuś zginęła. Kilkadziesiąt dni koczowała u znajomej, ona jednak nie mogła jej do domu przyjąć, trudno chyba było by pogodzić jej żywot z mieszkającym tam już chomikiem co to w piłce sobie po całym domu się kula. Przybyła zatem do mnie. Z początku bardzo nie ufna. Całą zimę zamieszkiwała strych nie każąc się w żaden sposób dotykać. Przychodziła tylko na widok "miskowego bufetu". Ku mojemu zdumieniu nie nękała moich gołębi które też tam zamieszkiwały choć odgrodzone siatką pcv, ale co to taki plastik na kota i jego pazury, a jednak nic im nie zrobiła. 


Z czasem te zielone oczyska nabrały do nas zaufania. Kotka dała się głaskać, a od kąt ma kociaczki to już zupełnie inny kot. Uwielbia głaskanie, a jak fajnie potrafi tulić własne dzieci.


Maluszki jeszcze nie widzą, ale są urocze. Moje dzieci już sobie zrobiły rezerwacje który kot jest czyj. 



Ciiiii, będziemy spać!