wtorek, 3 lutego 2015

Anna Fryczkowska "Kurort Amnezja"

Poukładane, idealne, prawie szczęśliwe życie Wandy u boku kochającego męża nagle przestaje istnieć. Miała wszystko, o czym marzy większość kobiet, do pełni szczęścia brakowało tylko dzieci, ale przecież stale się o nie starali, za którymś razem na pewno by się udało. Wypadek w niewyjaśnionych okolicznościach kończy wszystko, a przede wszystkim, kończy życie Pawła. Podczas stypy, dyskretne do tej pory przyjaciółki, życzliwie wyjawiają Wandzie prawdę o niewierności męża. Nawet teściowa łamię zasadę tabu. Drugi cios w niewielkim odstępnie czasowym wpędza Wandę w głęboką depresję. Kobieta nie potrafi już funkcjonować bez pigułek. Jedyne, co ją trzyma przy życiu to odkrycie całej prawdy o człowieku, którego w obecnej sytuacji wydaje się, iż nie znała i chęć zemsty na kobiecie, która zrujnowała jej życie. Wyrusza za nią do nadmorskiego kurortu, meldując się w hotelu po przeciwnej stronie ulicy by móc stale obserwować ją z okna wynajmowanego pokoju.
            Marianna jest młodą, atrakcyjną dziewczyną. Podczas tragicznego wypadku samochodowego ledwie uchodzi z życiem, traci pamięć. Po wyjściu ze szpitala, narzeczony Marek, w celu dalszej rekonwalescencji wywozi ją do małego hoteliku nad morzem, prowadzonym przez jego ciotki. Marianna jest jak małe dziecko, uczy się wszystkiego od nowa, jej mózg nie radzi sobie z zapamiętywaniem twarzy i liczb. Nie ma pojęcia jak się uprawia seks czy przyrządza kotlety. Całą prawdę o życiu uczy się za radą narzeczonego z sielankowych seriali telewizyjnych. Jest za to posłuszna i wytrwała. Z racji tego, iż z narzeczonym widuje się tylko w weekendy, a ciotek nawet nie rozróżnia, która jest, która, Marianna czuje się bardzo samotna. Nawiązuje dobry kontakt z podwórkowym psem. Czworonóg staje się jej wiernym i jedynym przyjacielem. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, jakie niebezpieczeństwo czyha na nią po drugiej stronie ulicy w sąsiednim hotelu. Za to zaczyna podejrzewać, że Marek nie mówi jej całej prawdy. Podczas jednej z wizyt niechcący kłóci się z narzeczonym. Postanawia wrócić autobusem do Warszawy by odszukać ślady swojej utraconej tożsamości. Na przystanku autostopowiczkę zabiera kuracjuszka z sąsiedniego hotelu.
            Historia wyjęta niczym z Hitchcockowego filmu. Napisana w lekko lodowatym nastroju tak jak i sama pora roku, w którym się toczy. Książka wgniata czytelnika w fotel nie pozwalając odłożyć na bok. Chciałoby się krzyczeć: Marianno wiejjjjjjj!!!!! Nie wsiadaj do tego samochodu!!!! Papier, choć jest bardzo chłonna materią, łzy nasze bez problemu wpije, niestety krzyku nie pochłonie, może go tylko lekko wytłumić. Pozostaje nam tylko przewrócić stronę, a tam? Kolejny szok. Już nie masz pewności czy białe jest na pewno białe, bo z niewiadomych przyczyn nagle wszystko nabrało szarości, ukazują się kolejne skazy i niewinność dawno już o sobie zapomniała.
            Chciałabym z tego miejsca serdecznie pogratulować autorce Annie Fryczkowskiej doskonałego dzieła. Urzekła mnie pani dbałością o szczegóły. Książkę „Kurort Amnezja” będę z czystym sercem polecać dalej i chętnie sięgnę po inne pozycje pani pióra.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka


poniedziałek, 3 listopada 2014

Bożena Gałczyńska-Szurek „Wieczność bez ciebie”

           Prawie każdy z nas ma takie miejsce na ziemi, które kocha nad życie. Lubi w nim przebywać, wracać, wspominać. Co bardziej zdolny człowiek stara się to miejsce jakoś uwiecznić np. w powieści czy malarstwie, by przekazać swój zachwyt i artystyczne spojrzenie ludziom, którzy być może gdyby nie ich dzieło nigdy nawet by nie pomyśleli o tym by odwiedzić jedno z tych miejsc. Dobrze jednak, gdy artysta bądź pisarz zna umiar i prostotę piękna owego miejsca umie przekazać w sposób dystyngowany, romantyczny, a zarazem bez zbędnej przesady. W taki oto kontrolowany, a za razem bardzo ciekawy sposób o Zamościu opowiada Bożena Gałczyńska-Szurek. I choć autorka, nie pisze przewodnika turystycznego, a piękną współczesną powieść, której historia miała początki kilka pokoleń wstecz, człowiek marzy by pojechać kiedyś do Zamościa, by chłonąć atmosferę taką, jaką ukazuje pani Bożena.

            Do urokliwego Zamościa przybywa para imigrantów z arystokratycznymi korzeniami, hrabia Adam i piękna pani adwokat Kamila, w celu zawarcia związku małżeńskiego. W raz z nimi ściągają też licznie zaproszeni goście. Dla kilkoro z nich zaproszenie na ślub jest wielkim zaskoczeniem. Również data wydarzenia ma w sobie drugie dno. Niespodziewanie w hotelu w zagadkowy sposób zostaje zamordowany nestor rodu Sokolskich wraz ze swym czworonożnym przyjacielem. Pomoc policji w rozwiązaniu zagadki morderstwa, jaki i tajemnicy rodowej z przed stu lat, oferuje przebywająca na urlopie w Polsce, agentka Interpolu Klara. Wkrótce potem ginie w niewyjaśnionych okolicznościach panna młoda. Ciała ofiary niestety brak. Pytań wiele, odpowiedzi również brak.

            Szereg dziwnych zdarzeń, nowe odkryte wątki i fakty wgniatają czytelnika w fotel. Do rozwikłania zagadki morderstwa chętnych jest dużo i pewnie udałoby się to zrobić bardzo szybko gdyby wszyscy zainteresowani działali wspólnie, a nie każdy na własną rękę. Dzięki temu w powieści Gałczyńskiej – Szurek tajemnica goni tajemnicę. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się jasne za chwilę ma drugie dno i zupełnie niespodziewane wyjaśnienie.


            Autorka w powieści „Wieczność bez ciebie” stworzyła niewiarygodny klimat, sielską a zarazem dynamiczną fabułę, ciekawych i wiarygodnych bohaterów, o których chce się wiedzieć jak najwięcej. Niestety powieść czyta się bardzo szybko i odczuwa się z tego tytułu wielki żal gdyż chciałoby się pozostać z nimi zdecydowanie dłużej. Mam nadzieję, że pani Bożena stworzy jakieś dalsze losy z udziałem Klary. Jedno jedyne moje zastrzeżenie, co do książki to nie do końca pasujący tytuł do treści powieści. Nie potrafię tego wytłumaczyć, coś mi w nim nie pasuje, ale gdybym miała sama wymyśleć inny tytuł przyznaję się bez bicia, nie potrafiłabym! Zatem pozostaje mi prosić czytelnika by nie osądzał książki po tytule, gdyż po przeczytaniu każdy lojalnie stwierdzi, że to jedna z tych książek, do których się wraca i z którymi się nigdy człowiek nie rozstaje. Polecam

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Szara Godzina


czwartek, 11 września 2014

Maria Wolska „Zatrzymać chwilę”

„Co nie zabije to wzmocni. To nie prawda! Co nie zabije to nie zabije, wcale nie musi wzmacniać, potrafi sponiewierać i zostać na całe życie.” Jacek Walkiewicz

            Historia, jaka może się przydarzyć każdemu, lecz nie każdy może ją przeżyć. To tyle i aż tyle o krótkiej, a zarazem głębokiej powieści Marii Wolskiej pt. „Zatrzymać chwilę”. Myślę, że nie jednemu czytelnikowi otworzy ona oczy, by móc oddać się refleksji nad własnym zabieganym życiem.

            Kim jest Ewa? Kobietą, jakich wiele. Młoda, zakochana, zapracowana. Aktualnie w luźnym nieformalnym związku z Markiem. Pracownik usług finansowych. Praca, jaka wykonuje sprawia, iż Ewa poprzez liczne obowiązki zawodowe traci całkowicie kontrolę nad swym życiem, jeszcze do tego nowy szef, który o zgrozo jest absolutnym służbista i tyranem, obarczającym swoich pracowników notorycznie nadliczbowymi godzinami pracy w imię zbliżającej się kontroli. Jak wiadomo nieszczęścia lubią chodzić parami to i na dokładkę Ewie krew w żyłach codziennie psuje koleżanka z pracy.

            W domu Ewa nie może nigdy znaleźć odpoczynku, wiecznie przemęczona. Związek z Markiem zaczyna wisieć na włosku. Narzeczeni widują się tylko w przelocie lub w łóżku podczas snu. Marek pragnie ustabilizowanego życia z Ewą, ślubu, dzieci, na co dziewczyna reaguje jak diabeł na święconą wodę. Wszystko ją drażni, staje się egoistyczna, buńczuczna. Włos się człowiekowi jeży na głowie, kiedy o tym czyta. Zaczyna się zastanawiać ile jeszcze? Jak długo to potrwa? Przecież każdy ma jakieś granice wytrzymałości. Co takiego musiałoby się wydarzyć w jej życiu, bo to, że się zdarzy nie ma wątpliwości, że zechciałaby się zatrzymać?

W nocy po kolejnej kłótni z Markiem Ewa ląduje na pogotowiu z podejrzeniem zawału. Na szczęście diagnoza lekarska mówi co innego. Internista sugeruje dziewczynie zmianę trybu życia, urlop chorobowy, ograniczenie używek nikotynowo - kofeinowych. Niestety Ewa nie słucha, mało tego, postanawia rozstać się na jakiś czas z narzeczonym.

            Następnego dnia może lepiej, aby w kalendarzu ogóle nie było, ale cóż, czasu nie da się zatrzymać. Ostra wymiana zdań z szefem, kłótnia o zakres obowiązków z nielubianą koleżanką z pracy, przyczynia się do tego, iż Ewa wybiega z biura na ulicę prosto pod koła ciężarówki. Co się dzieje dalej? Historia charakterem przypominająca trochę „Opowieść wigilijną”

            Czy da się zatrzymać chwilę? Zmienić cokolwiek by móc żyć? Kim tak naprawdę jest tajemniczy Wojtek? Ile prawdy o sobie samych przyjdzie nam się dowiedzieć? Polecam


            Pani Mario, dziękuję za piękną, pełną emocji i mądrości książkę. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Szara Godzina


wtorek, 9 września 2014

Aneta Jadowska „Egzorcyzmy Dory Wilk”

            Czy gdyby Teodora Wilk trzymała się swojego gatunku, była grzeczną wiedźmą, zadającą się tylko z magicznymi istotami, unikając brzydkich i złych piekielników i pierzastych byłaby interesującą osobą, o której chciałoby się czytać i z niecierpliwością czekałoby się na kolejny tom powieści? Zdecydowanie nie. Zatem bardzo dobrze, że Dora jest, jaka jest. Jeśli dzieję się coś lub cokolwiek wiedźma ni jak musi być w to wplątana i zaczyna się kolejna wciągająca i ekscytująca przygoda z książką.

            Choć Dora nie jest już policjantką i wydawać by się mogło, że „już nic nie musi” to jednak powrót nawet chwilowy znów okazał się konieczny. Na stół w prosektorium pod skalpel Bogny trafiają bestialsko zmasakrowane zwłoki trzech kobiet. Wśród wielu ran na ciałach jest coś jeszcze, tajemnicze świecące symbole, które znikają przy pierwszym kontakcie ze skalpelem. Nie wszyscy mają możliwość widzieć owe symbole, jakby były zarezerwowane tylko do pewnego gatunku oczu. Bogna, choć nie wierzy w zjawiska nadprzyrodzone i w to, że sama ma coś magicznego w sobie, prosi Dorę o pomoc w rozwiązaniu zagadki, gdyż zdaje sobie sprawę, że tylko ona może doprowadzić do ujęcia sadystycznego psychopaty.

            Dora rozpoczynając śledztwo już na samym początku wie, że nie uda jej się samej tego rozpracować. Użycie konkretnych symboli wskazuje na bardzo silną osobowość. W celu zrozumienia symboliki udaję się do swojego ojca Leona. Niestety, już na samym początku zostaje przestrzeżona by nie mieszała się w tą sprawę gdyż stoją za tym bardzo złe moce. Nasza wiedźma jednak nie odpuszcza i po wiedzę udaję się do samego Belzebuba, a to jak można się domyślać nie spodoba się jej prywatnemu diabłu Mironowi. Na szczęście nasz diabełek jakby „wydoroślał” i nie robi już takich scen zazdrości jak w poprzedniej części „Wszystko zostaje w rodzinie”.

To już powoli zaczyna być tradycją, że naszej wiedźmie, co jakiś czas zdarza się zapominać o złotej myśli: „przezorny zawsze ubezpieczony” i pakuję się w kłopoty na granicy życia i śmierci. Przez swoją nieostrożność sama wpada w ręce psychopaty, który poddaje ją nieziemskim torturą. A co dalej? Oczywiście splot niefortunnych, przypadkowych i mało komfortowych wydarzeń, które sprawiają, że od książki trudno się oderwać. W śród nich jedna z najważniejszych, a mianowicie rozwiązanie tajemnicy, dlaczego Baal we wcześniejszym tomie powieści postanowił ogłosić Dorę swoją oblubienicą. Jak można się domyślać intencje diabła nie były takie bezinteresowne. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jakie było drugie dno, zapraszam do lektury.

Czy uda się odkryć, kto tak naprawdę stoi za bestialskimi morderstwami? Czy winny zostanie schwytany. Jakie konsekwencje poniesie Dora na skutek przeprowadzonego mrocznego rytuału? Kogo niespodziewanie odwiedzi wiedźma by uzyskać najważniejsze informacje? Czy uda jej się przeżyć egzorcyzmy, jakim będzie musiała się poddać? Odpowiedzi na te pytania i wiele innych znajdziecie w książce.


Autorka Aneta Jadowska bardzo dobrze skomponowała już piąty tom serii o Dorze Wilk. Doskonała fabuła, która wcale nie musi się kończyć happy endem sprawia, że chce się wrócić i znów przeżywać przygody na nowo. Polecam


niedziela, 31 sierpnia 2014

Rewolucja w Kaliszu. Zapraszam!

"Samochwała w kącie stała
I wciąż tak opowiadała:
"Zdolna jestem niesłychanie... "


Ech, no co tu dużo mówić. Zdolna jestem i tyle. 
Pochwalić się przy okazji chciałam moja nową, nabytą zdolnością, z której aż puchnę z dumy. 
Od parunastu dni nie potrafię o niczym innym myśleć jak: tytan.


Jak bardzo masz już dość połamanych paznokci i odpryskującego lakieru?
Sądzę, że tak samo jak ja, masz ich bardzo dość…
Dlatego proponuję Ci manicure tytanowy :)
Manicure tytanowy to innowacyjny sposób na zdrowe i zadbane paznokcie. Ten cieszący się nieskazitelną opinią w Stanach Zjednoczonych System Nowoczesnej Stylizacji jest doskonałą alternatywą dla manicure hybrydowego, żelowego i akrylowego. Ta nowa na na polskim rynku technika wykonywania manicure zapewnia mu tytanową trwałość, a paznokciom błyszczącą, naturalnie cienką i mocną płytkę. Do jego wykonania używa się bazy, utwardzacza, topu oraz kolorowych pudrów (dostępne jest aż 300 kolorów). Do utwardzania nie używa się lampy UV. Paznokcie pokryte uprzednio bazą po prostu zanurza się w pudrze, a z pomocą specjalnej wanienki można wykonać perfekcyjny french. Manicure tytanowy można wykonać również na tipsie i na formie.
Zalety manicure tytanowego:
- naturalna grubość paznokcia
- przyspieszony czas pracy (zaledwie 45 minut)
- bez utwardzania w lampie UV
- wzmocnienie naturalnej płytki paznokciowej
- tytanową trwałość (od 4 do 6 tygodni)
- bomba witaminowa, już od pierwszego użycia odżywia naturalne paznokcie
Przy okazji zapraszam na moją nową stronę Mobiles-Beaute wszystkie panie z okolic Kalisza, Pleszewa i Ostrowa Wlkp.

Jak i do polubienia Fanpage

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Olga Rudnicka „Fartowny pech”


            Specjaliści medyczni twierdzą, że śmiech to zdrowie. Kto często się śmieje, zapomina o bezsenności i bólu. Jedna minuta śmiechu to 45 minut relaksu, spalamy około 12 kalorii, żyjemy około 10 minut dłużej, mamy lepiej dotleniony organizm. Zamiast pół litra do płuc dociera półtora litra tlenu.[1] Po zakończonej właśnie lekturze z czystym sumieniem stwierdzam, że jestem zdrowsza, pogodniejsza i jakieś 10 kg lżejsza. Moja rodzina już się przyzwyczaiła, że za każdym razem, kiedy widzą mnie z książką Olgi Rudnickiej w dłoni wiedzą, że napadać mnie będzie niekontrolowany śmiech, głupawka i daleko zasięgowe parskanie (wniosek? Nie siadać zbyt blisko).

            Historia, jaką tym razem wymyśliła Olga jest po prostu genialna. Na początek posterunkowy Filip Nadziany zwany Jokerem. Już moment, kiedy go poznajemy jest wielce atrakcyjny, szczególnie dla kobiecego grona. Mężczyzna przykuty kajdankami do łóżka z czerwonymi kokardkami tu i ówdzie. Akcja niczego sobie dopóki w domu nie pojawia się nie, kto inny jak mamusia policjanta. Co dalej?... Phi, sami poczytajcie. Niestety, pan posterunkowy ma ostatnio dość czarną życiową passę. Po serii niefortunnych zdarzeń, dla dobra ogółu postanawia zmienić miejsce pracy, tylko czy zmiana okaże się na lepsze?!

            Mamy też drugiego policjanta – Krystian Dziany, przez przyjaciół nazywanym Krysiem. Przez mały moment udało mu się nawet awansować z prewencji do drogówki. Niestety kariera nie trwa zbyt długo. Siódmego dnia obiecującej kariery, nieświadomy zatrzymuje do kontroli drogowej żonę samego komendanta policji. Po niefortunnych zdarzeniach dziejących się podczas interwencji domowej Dziany opacznie zostaje wzięty za włamywacza i z zaskoczenia pobity przez dwunastolatkę. Krystian dochodzi do wniosku, że praca w policji nie jest szczytem jego marzeń i postanawia otworzyć prywatne biuro detektywistyczne. Marzy też o tym by się zakochać, uczucie, choć błahe trudno w jego przypadku o takie, które okazywane jest z wzajemnością.

            Było o porządnych chłopcach, to teraz o tych z pod ciemnej gwiazdy. Gianni – były żołnierz Legi Cudzoziemskiej, obecnie najemnik do zadań specjalnych pracujący dla półświatka, zajmujący się – eliminacją! Właśnie otrzymuje zlecenie na robotę w Polsce. Gianni jest starszym bratem Krystiana Dzianego.

            Padlina – boss lokalnej mafii, na którego podwórku pojawiła się konkurencja – nowy zleceniodawca Gianniego. Tym razem jednak sprawa wygląda zdecydowanie inaczej. Biznesmen nie ma pojęcia, kogo należałoby wyeliminować. Gianni postanawia wykorzystać do tego firmę detektywistyczną brata, nie informując jednak samego zainteresowanego, dla kogo będzie pracował.

            Sprawy szybko się komplikują i nic nie dzieje się tak jak powinno. Dziany zostaje postrzelony w stopę, niby przypadkiem, a może przez Nadzianego. Padlina przekonany, że za postrzałem stoi konkurencja wywołuje wojnę gangów. Do tego akcja z jego córką Dagmarą niemal jak u Szekspira. Gianni wygrywa w karty dziewczynę, o którą nie prosił. Choć postanawia za sprawą zauroczenia przejść na uczciwą drogę życia, przyjmuje kolejne zlecenie. To tak w telegraficznym skrócie. W rzeczywistości przypadków i faktów jest dużo więcej.           

            To, co stworzyła Olga Rudnicka to kolejny mistrzowski misz masz. Genialna akcja, kupa śmiechu i logiczne rozwiązania względem bohaterów o podobnie brzmiących nazwiskach, ale w tym to już autorka ma spore doświadczenie z wcześniejszych powieści tj. „Natalii 5” i „Drugi przekręt Natalii” Mam nadzieję, że i tym razem pisarka nie zawiedzie swoich fanów i napisze dalsze losy Dzianych i Nadzianych.

Był czas, że Olga Rudnicka była porównywana z panią Joanną Chmielewską. Obserwując rozwój pisarski Rudnickiej stwierdzam, iż Olga ma już wypracowany swój własny genialny, indywidualny styl. Polska zdobyła nową królową komedii. Brawo, oby tak dalej Olga!!!
 


 
Za udostępnienie książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka
 


czwartek, 7 sierpnia 2014

Dorota Ponińska „Podróż po miłość. Maria”

            „Maria” to drugi tom wyśmienitej trylogii „Podróż po miłość” autorstwa Doroty Ponińskiej. Cóż można o niej powiedzieć? Sugerując się tytułem, można by pomyśleć, że będzie to jakaś miłosna opowieść z happy andem. Faktycznie, miłości jest w niej sporo, ale takiej prawdziwej i wielorakiej. Możemy znaleźć głęboką miłość żony do męża, matki do dzieci, młodzieńczą ślepą miłość, miłość buntowniczą, miłość do sztuki, przyjaźń, miłość romantyczną. Dla równowagi pomiędzy miłością znajdziemy poprzeplatane zawiłe losy bohaterów okupione często skomplikowanymi relacjami międzyludzkimi, trudne wybory, tajemnice, które nie powinny wyjść na jaw, strach, śmierć, żałobę, żal, nienawiść.

            Emilia, bohaterka pierwszego tomu, nareszcie wiedzie bezpieczne życie w tureckim haremie ze swoim mężem Zakirem i synkiem Kemalem. Niestety napięte stosunki pomiędzy Rosją, a Turcją przyczyniają się do wybuchu wojny krymskiej. Honorowy Zakir zaciąga się do wojska i wyjeżdża na front. Haremowe życie Emilii, które dotąd tak lubiła, stało się jałowe i próżne. Pełna obaw o życie męża i tęsknoty, postanawia zatrudnić się, jako sanitariuszka w szpitalu polowym na froncie. Teściowa Gűlşen nie ukrywa swego oburzenia, nie widzi nic szlachetnego w tym, aby zamężna kobieta dotykała obcych mężczyzn. Pozostawiając syna pod opieką babci, Emilia wraz ze służącą Nadire dociera do portu w Bałakławie. Praca w szpitalu do łatwych nie należy, jednak nie poddaje się, wierzy, że odnajdzie męża. Pewnego dnia poznaje brytyjskiego dziennikarza Russella, który ma dla niej propozycję. W zamian za pewną przysługę obiecuje pomoc w skontaktowaniu ją z mężem. Transakcja, choć niezwykle ryzykowna, dochodzi do skutku. W szpitalu kilkakrotnie odwiedza Emilię Zakir. Małżonkowie znów mogą obdarzać się miłością. Podczas wykonywania przez Emilię zadania, jakie zlecił jej Russell do szpitala trafia Zakir z silnymi objawami cholery. Na ratunek jest już za późno. Emilia pogrążona w żałobie odkrywa, że spodziewa się dziecka. Nie chce jednak wracać do haremu bez Zakira, z myślą o nienarodzonym dziecku i jego przyszłości podejmuje decyzję pozostania w Teodozji i prowadzenia pensjonatu na zlecenie słynnego malarza Iwana Konstantynowicza Ajwazowskiego. Wkrótce na świat przychodzi Marysia. Po zakończonej wojnie ze względów politycznych Emilia zataja swoje powiązania z Turkami.

            Maria, nieświadoma swego pochodzenia, przy boku artysty Ajwazowskiego odkrywa swój talent malarski, marzy o studiach, zakochuje się, lecz gorące uczucie do najlepszej lokaty nie należy. Przeżywa swoje własne dramaty, jak i wspaniałe chwile, których tu już opowiadać nie będę. Zrobiła to bardzo pięknie Dorota Ponińska, a ja nie zamierzam streszczać w wielkim strucie mistrzowskiej historii. Zachęcam za to do przeczytania fascynującej lektury, obok, której nie sposób przejść obojętnie. Nie miałam okazji czytać pierwszego tomu, ale z ręką na sercu przyrzekam, że nadrobię zaległości, jak i chętnie w przyszłym roku kupię trzeci tom „Lilianę”.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Wioletta Sawicka „Wyjdziesz za mnie kotku?”

            „Zamyśliła się nad potęgą uczuć, tych dobrych i złych. Niezależnie, gdzie mieszkasz, jakim mówisz językiem, jaki masz kolor skóry, uczucia są takie same. Nie znają granic. Każdy kocha, tęskni, płacze tak samo”[1]

            Nie jedna kobieta pewnie zazdrościłaby Annie Bendorf. Jest ona, bowiem charyzmatyczną dziennikarką radiową, odnosi sukcesy, ma wspaniałego faceta, który: jako chirurg dobrze zarabia, jest nieprzyzwoicie przystojny i obłędnie zakochany w swej narzeczonej. Kiedy Patryk postanawia się oświadczyć Ani, ona ku zaskoczeniu całego ogółu stanowczo odmawia. Ale jak to? Kobieto, przecież masz wszystko! Czego ty jeszcze chcesz? W głowie ci się przewróciło? Czy to takie złe, że facet chce się tobą zaopiekować, kiedy wraca zmęczony po pracy do domu chce mieć obiadek podstawiony pod nos, najlepiej jeszcze pilota do ręki, mały browarek, gromadka dzieci i absolutną kontrolę nad twoim życiem? Wiele kobiet tak żyło i nie umarło… tylko czy były szczęśliwe?!

            Większość naszych egzystencjalnych problemów zaczyna się, gdy próbujemy żyć według cudzych zasad, form, upodobań, pragnień, zapominając o sobie. Każda czara, choćby nie wiem jaka pojemna, zawsze kiedyś się napełni. Twój wewnętrzy głos przypomni wtedy o sobie. To samo spotyka naszą bohaterkę Annę. Postanawia ona wyjechać. Przeżyć samotną podróż, przemyśleć kilka spraw. Kiedy koleżanka Magda proponuję jej pracę w Szwecji, jako opiekunka starszej pani, Ania bardzo szybko przyjmuje propozycję. Mieszka gościnnie u koleżanki, która wyszła za mąż za muzułmanina. Anna poznaje obyczaje arabskie, zaczyna wątpić czy ograniczenia, jakie stawiał jej Patryk są aż tak nie do zniesienia w porównaniu z tym jak żyje Magda.

Przed powrotem do domu Anna od starej arabki słyszy wróżbę.
„Niedługo w twoim życiu pojawi się ktoś, kto na początku nie powie ani słowa. Jeśli wystarczy ci sił, uratujesz to, co dla ciebie najważniejsze. Potem odnajdziesz coś, czego nie zgubiłaś”[2]

Przyznam się, że autorka Wioletta Sawicka zaskoczyła mnie w tej części książki. Liczyłam na to, iż odnajdzie się zupełnie ktoś inny. Obstawiałam osobnika płci męskiej. Zostałam jednak mile zaskoczona nie tylko w tej kwestii. Zaciekawiła mnie też rozwiązana tajemnica księdza Adama. Zastanawia mnie tylko, dlaczego pisarka wybrała dla tak doskonale skomponowanej powieści banalny tytuł, który niejednemu może sugerować, iż jest to jakieś kobiece romansidło z happy endem, a nie skłaniająca do wielu refleksji powieść.

Niewiarygodnie piękna historia nie tylko o miłości, ale i o trudnej sztuce wybaczania i zawiłych życiowych ludzkich wyborach okraszone wieloma złotymi myślami wartymi przemyśleń. „Wyjdziesz za mnie kotku?” to książka, z którą nigdy się nie rozstanę!



[1] Str. 242, Wioletta Sawicka, Wyjdziesz za mnie kotku?, Warszawa, 2014
[2] Str. 247, Wioletta Sawicka, Wyjdziesz za mnie kotku?, Warszawa, 2014

Za udostępnienie książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka


niedziela, 3 sierpnia 2014

Piotr Schmandt „Pruska zagadka”

           Jeśli wymienię nazwisko Poirot, mówi wam to coś? Oczywiście, że tak. Herkules Poirot słynna postać detektywistyczna kryminałów Agaty Christie. Pierwowzór jakże doskonale wykreowany, trudny do podrobienia. Jednak wiemy, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych, zatem próbę napisania kryminału retro z równie barwnym bohaterem podjął Piotr Schmandt w powieści „Pruska Zagadka”. Próbę te można uznać za udaną!

            Mamy, zatem rok 1901, spokój małego miasta Wejherowo zakłóca brutalne zabójstwo osiemnastoletniego gimnazjalisty, szanowanej rodziny z wyższych sfer Johanna Wendersa. Dziwaczność zbrodni przytłacza miasteczko, bezradność policji przestaje wzbudzać szacunek i zaufanie, śledztwo stoi w miejscu. Wieści o makabrycznej zbrodni szerokim echem odbijają się po całych Niemczech, zatem Centrala w Berlinie, dbając o prestiż praworządnego państwa, nie mogąc sobie pozwolić na bezsilność i przegraną wysyła do Wejherowa specjalnego inspektora Ignaza Brauna.

            Ciało młodego Johanna po śmierci zostało precyzyjnie poćwiartowane, co może dać przypuszczenia, iż zabójcą był rzeźnik. Początkowo odnaleziono tors chłopaka. W miarę toczenia się śledztwa odnajdywane są kolejne części ciała i ubranie. Opinia publiczna sugeruje, iż za zabójstwo odpowiedzialna jest ludność żydowska Wejherowa. Inspektor Braun jednak nie daje się zwieść plotkom i dokładnie bada każdy szczegół, nie tylko w aktualnych wydarzeniach, wraca też do przeszłości młodego Wendersa, kiedy to dostrzeżono dziejące się zmiany w życiu chłopaka jak i spraw, które działy się wtedy w Wejherowie, a wydawać by się mogło, że wcale nie są powiązane z obecnym zabójstwem. Detektyw już w połowie powieści daje odczuć czytelnikowi, iż wie już, kto jest prawdziwym mordercą, jednak trzyma on całą tajemnicę do samego końca, nie dając czytelnikowi żadnej hipotezy, dzięki której miałby możliwość rozpracowania zagadki.

            Kryminał pana Piotra Schmandta jest fascynującym dokumentem dawnych czasów. Akcja książki moim zdaniem typowa do tamtych czasów. Wszystko toczyło się wolniej. Ludzie nie toczyli śpiesznego trybu życia, prowadząc ze sobą rozmowy kwiecistym stylem wysławiania się.

            „- Sami panowie rozumieją, że relacje tamtych osób, skądinąd fundamentalne, obarczone są pewną ułomnością wynikająca z braku koniecznego obiektywizmu. Jako wytrawni pedagodzy wiedzą też panowie, że osiemnastolatek nie o wszystkich swoich sprawach mówi rodzicom i ładnej panience, z którą relacje są nie do końca przejrzyste. W szkole różne sprawy mogą wyjść na jaw mimochodem.”[1]

            Przyjemnym dla czytelnika jest również wpleciony wątek romantyczny, kiedy to detektyw odkrywa prywatną zagadkę, kim jest atrakcyjna kobieta spotkana w pociągu. Następuje tu ciekawa zamiana ról, kiedy to Ignaz zostaje przesłuchiwany (a nie jak do tej pory był przesłuchującym) przez ciotkę pięknej Bernadety.

            Niewątpliwie powieść Piotra Schmandta potrafi oczarować czytelnika swą tajemniczością, intrygującą atmosferą i wyrafinowaną kulminacją rozwiązywanej zagadki. Polecam wytrawnym czytelnikom.



[1] Str. 171, Piotr Schmandt, Pruska zagadka, wydanie trzecie, Gdańsk 2014

Za udostępnienie książki dziękuję Wydawnictwu Oficynka


czwartek, 17 lipca 2014

„I żywy stąd nie wyjdzie nikt”

            Podczas przeszukiwania stron internetowych wpadłam na ciekawy cytat. Mówił on: „Uwaga, czytanie powoduje niebezpieczeństwo posiadania własnego zdania” Przypuszczam, że nie jeden z nas ma w pewnych dziedzinach już utarte swoje zdanie i czasem trudno nas przekonać to zmiany. Przyznam się, że tak też było i ze mną. Do niedawna omijałam książki, które miały mniej niż 300 stron, liczyła się dla mnie w dużej mierze objętość, jednak trafiłam na kilka cieńszych publikacji i to sprawiło, że zmieniłam zdanie. Omijałam także książki, które nie były jedną historią a np. zbiorem opowiadań. Omijałam, ale dziś już wiem, że robić już tak nie będę. Trafiła do mnie, bowiem antologia opowiadań wojennych pt.: „I żywy stąd nie wyjdzie nikt” wydawnictwa Fabryka Słów i jestem pod wielkim wrażeniem dla autorów. A są nimi: Andrzej W. Sawicki, Joanna Maciejewska, Marcin Pągowski, Marcin A. Guzek, Gregor Piórkowski, Martin Ann, Łukasz Sawczak, Filip Laskowski, Anna Dominiczak, Tomasz Zawada.

            Opowiadania nie są do siebie podobne, każde ma swój indywidualny i intrygujący charakter, dobrze wykreowanych, wyrazistych bohaterów, wywołujących niewiarygodne emocje w czytelniku. Utwory mają jedną wspólną cechę, a mianowicie: wojnę. Wojny są różne, jedne bardzo odległe, historyczne, inne fikcyjny być może w przyszłości.

            Andrzej W. Sawicki w swym opowiadaniu pt.: „Żegnaj, laleczko” zaprezentował ciekawego narratora. Historia opowiadana oczami, a raczej celownikiem pistoletu, w który obecnie zamieszkuje dusza potępieńca, żołnierza walczącego podczas puczu majowego w 1926 roku pod rządami marszałka Józefa Piłsudzkiego. Poległy żołnierz żali się, iż nie leży w grobie w alei zasłużonych, lecz w zbiorowej mogile. W 1939 roku otrzymuje szansę odkupienia swych win, jego dusza od tej pory zamieszkuje pistolet, ma wiernie służyć nowemu właścicielowi w obronie Polski. Niestety, broń zostaje skradziona i trafia w ręce młodej żydowskiej dziewczyny o nietypowej słowiańskiej urodzie. Wiąże ich oboje nierozerwalną więzią. Nawet, kiedy dziewczyna próbuje się pozbyć pistoletu, wrzucając go do rzeki ten wraca do niej każdej nocy. Wbrew pozorom dusza w pistolecie nie jest przyjacielem dla dziewczyny, jego zachowanie jest wręcz rasistowskie względem niej.
            Opowiadanie wywołuje wiele emocji w czytelniku. Odkrywane są nowe wątki, jak i zbiegi okoliczności, które wcale nie musiały być przypadkowe. Czy nowej właścicielce pistoletu uda się przeżyć? Czy winy potępieńca zostaną wymazane? Jakie tajemnice zostaną odkryte?

            Marcin A. Guzek „47. Oddział Zwiadu Imperialnego” Opowieść o małej grupie żołnierzy pod przywództwem Godwina dor Gilberta, która otrzymuje zadanie do wykonania. Pod przykrywką zwykłych najemników przedostają się do strefy wojny domowej gdzie mają odszukać małego chłopca. Jakub jest młodszym synem księcia Wolmera. Wojna domowa dobiera końca, walczące strony przymierzają się do rozegrania ostatecznej walki. Ktokolwiek wygra bitwę, będzie świętował zwycięstwo całej wojny. Jeśli wygrana przypadnie księciu Wolmerowi Jakub posłuży, jako karta przetargowa. Sprawą priorytetową jest odnaleźć chłopca, przejąć, jeśli to możliwe w miarę dobrym stanie zdrowia i dostarczyć. Niestety, grupa Godwina nie jest jedyną, która poszukuje syna księcia.
            Kto wygra bitwę, komu uda się odnaleźć chłopca, jakie niebezpieczeństwa czekają po drodze, jak wynik całej wojny wpłynie na życie Jakuba


            Książka „I żywy stąd nie wyjdzie nikt” szczerze wpłynęła na zmianę moich dotychczasowych poglądów. Jestem pełna podziwu dla autorów genialnych utworów, których nie sposób było opowiedzieć wszystkie. Opowiadanie, choć krótkie dostarczyły mi pełna gamę emocji. Od zachwytu po złość. Polecam, naprawdę warto zapoznać się z tą pozycją. 

            Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Fabryka Słów


poniedziałek, 14 lipca 2014

Milena Wybraniec „Wchodzisz do gry”

       Trafiła do mnie książka, która już nie pierwszy rzut oka niesie z sobą wielką tajemnicę. Zazwyczaj wydawca stara się umieścić na okładce drobny zachęcający skrót tego, o czym powieść będzie, ale nie tym razem. Zaciekawił za to opisem samej autorki książki za sprawą, którego stajemy się niezwykle ciekawi cóż ktoś taki jak Milena Wybraniec mógł zaprezentować. Już widok samej okładki pobudza wyobraźnię, a to dopiero początek. Co dalej?

       Prolog. Naukowiec Jankowski podczas odwiertów na Ukrainie wpada na cenne znalezisko. Wkrótce po tym ginie wspólnik profesor Wiśniewski, który był odpowiedzialny za specjalistyczne ekspertyzy i jako jedyny posiadał drogocenne próbki.

            Wrocław. Lidia właśnie wraca samochodem do domu. W pewnym momencie zauważa, że na jezdnię wtacza się naga dziewczyna. Cudem udaje się jej wyhamować. Na ciele nieznajomej widać ślady brutalnego pobicia i prawdopodobnie gwałtu. Ostatkiem sił Daria prosi o pomoc oznajmiając tajemniczo: „Nie mogą mnie znaleźć… Ja już nie chcę w to grać”. Tuż obok zatrzymuje się terenowe auto, wysiada z niego mężczyzna oferujący pomoc w zawiezieniu dziewczyny na pogotowie gdzie udaję się cała trójka. Tomasz widząc zabrudzony krwią trencz Lidii pożycza jej własną marynarkę. Następnego dnia Lidia składa zeznania na posterunku policji. Funkcjonariuszka Anna nie ukrywa zaskoczenia, że zostali przyjęci w tym szpitalu, gdyż placówka nie posiada oddziału ratunkowego. Wkrótce potem ślad po Darii ginie. Lidia odnajduję za to Tomasza, chcąc oddać mu pożyczoną część garderoby. Tomasz Raczyński okazuje się być prezesem dużej firmy Odra-Trade. Szybko odkrywają, iż mają ze sobą wspólne zainteresowania. Tomasz proponuje wspólna kolację. Dziwny telefon krzyżuje im w trakcie plany. Przyjeżdżają pod elegancką willę gdzie Tomasz pozostawia Lidię na parkingu, a sam znika. Wkrótce potem ochroniarz nakazuje Lidii wejść do budynku, prośbę wykonuje niechętnie, nieświadoma tego, co za chwilę się wydarzy. Odurzona tajemniczym zastrzykiem budzi się kolejnego dnia. Film nakręcony telefonem komórkowym wprawia ją w osłupienie. Dowiaduje się, że nieświadomie wstąpiła do klubu, do którego nie można wejść ani wyjść tak sobie. Zaproszenie dostają tylko specjalnie osoby. Rozpoczyna się gra.

„to gra emocji, złudzeń i zwykłej ludzkiej zachłanności. Jeśli masz pieniądze, to grasz, ale jak ich nie masz… Naiwni idą zawsze na pierwszy ogień.”[1]

            Czym jest tajemnicze znalezisko na Ukrainie? Kto będzie potrafił odczytać zaszyfrowaną mapę? Kto zwabił Lidię do klubu? Kim naprawdę jest człowiek, który zaprosił Lidię do gry. Dlaczego to właśnie ona została do niej wciągnięta. Czym jest tajemnicza gra? Co może być cenniejszego od życia?

            Książka naszpikowana jest po brzegi wartką akcją, tajemnica goni tajemnicę, emocje nie pozwalają oderwać się ani na moment. Tę książkę musicie przeczytać. Pani Mileno, jak na grafomankę napisała Pani genialny thriller! Koniec zdecydowanie nie był do przewidzenia, choć przez moment będąc jeszcze w połowie lektury, marzyłam, by właśnie tak została ona uwieńczona. Dziękuje, że nie zabiła Pani tej nadziei. Czekam na kolejne Pani książki!



[1] Str. 275 Milena Wybraniec, Wchodzisz do gry, Gdańsk 2014

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Oficynka


środa, 25 czerwca 2014

Paulina Hendel „Zapomniana księga. Strażnik”

           „Zapomniana księga. Strażnik” to pierwsza część ze świetnie zapowiadającej się trylogii autorstwa Pauliny Hendel, a zarazem debiut literacki. Głównym bohaterem jest Hubert. Początkowo mamy okazję poznać go, jako siedemnastolatka, który przebywa na wycieczce szkolnej w Paryżu. Wraz z kolegą Ernestem udają się pod Luwr na spotkanie z pewną piękną paryżanką. Niespodziewana potężna eksplozja zmiata Luwr z powierzchni ziemi. Widok ten jest ostatnią rzeczą, jaką Hubert pamięta. Po przebudzeniu okazuje się, że z niewiadomych mu przyczyn znajduje się w zatęchłej piwnicy gdzieś w Polsce z nieznanym mu mężczyzną, przez którego zostaje uświadomiony, iż od napaści terrorystycznej na Luwr minęło już siedem lat. Siedem lat z kalendarza, których Hubert zupełnie nie pamięta. Po zdjęciu ubrania widzi na swoim ciele wiele zagojonych ran jak i jeden świeży opatrunek przesiąknięty krwią. Współlokator z piwnicy Jurek w wielkim skrócie opowiada mu o dziejącym się na świecie Armagedonie.

            Nikt nie miał pojęcia, co się dzieje, wszystko potoczyło się bardzo szybko. Korea Północna napadła na Stany Zjednoczone, jednego dnia odpalono kilkadziesiąt bomb. Krótko po tym ktoś detonował ładunki wybuchowe w większych miastach w Europie i Ameryce Południowej. Do sieci wpuszczono groźnego wirusa, za którego sprawą Internet przestał działać na całym świecie. Ludzie nie mogli się komunikować, poznikały pieniądze z kont. Wśród ludności rozprzestrzenił się niezwykle groźny szczep grypy powodując masowe zgony. Na koniec potężny impuls elektromagnetyczny – broń straszliwsza niż bomba atomowa, wywołując efekt domina w wielu krajach, wpłynął na uszkodzenie całej elektroniki na świecie. W jednej chwili przestało funkcjonować wszystko, co działało na prąd.

            Hubert postanawia wyruszyć do Poznania by odszukać swój dom rodzinny i zrozumieć, co mu się właściwie przydarzyło przez te siedem lat. Dlaczego nic nie pamięta. Chce także dowiedzieć się czy jego rodzice żyją. Rzeczywistość dookoła okazuję się bardzo brutalna, którą trudno zrozumieć, a pogodzić się nie sposób. W metalowym garażu, który jak na ironię okazał się być „klatką Faradaya” Hubert znajduje starego volkswagena Mk1 i nie musi już poruszać się pieszo. Tylko czy picie wina podczas jazdy za kółkiem jest dobrym pomysłem?

            Paulina Hendel zabiera czytelnika w ciekawą post apokaliptyczną przygodową podróż z elementami fantasy. Odkrywa ona wiele istotnych faktów, pokazuje uzależnienie człowieka od energii elektrycznej i kłopotów z przystosowaniem się do nowych realiów.

            „Musimy ocalić z cywilizacji wszystko to, co dobre, żeby nie oszaleć i nie zdziczeć w tym zwariowanym świecie. Każdy szczegół jest ważny by zachować człowieczeństwo”[1]

            Świetna książka na upalne wczasy pod gruszą. Myślę, że mojemu nastoletniemu synowi przypadnie ona również do gustu. Polecam, naprawdę warto przeczytać.



[1] Str. 100, Paulina Hendel, Zapomniana księga. Strażnik, Nasza Księgarnia, Warszawa 2014

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia


czwartek, 19 czerwca 2014

Izabela Żukowska „Teufel”

            Izabela Żukowska w książce „Teufel” przenosi czytelnika w upalny sierpień roku 1939 do Gdańska. Na molo w Glettkau, dzisiejsze Jelitkowo, zostaje znalezione przez dwójkę chłopców ciało martwej kobiety. Zwłoki pływały prawdopodobnie kilka dni w wodzie, przez co identyfikacja staje się utrudniona. Sprawę topielicy prowadzi komisarz Franz Thiedtke. Są to ostatnie dni pracy policjanta, gdyż za kilka dni zamierza on przejść na emeryturę. Na molo przybywa także asystentka policji Lotte Meier. Rozpoznaje ona medalion, jaki denatka ma na szyi, sugerując, iż jest on własnością jej byłej pracodawczyni Marianny Walewicz, zaznaczając, że nigdy się z ową biżuterią nie rozstawała. Walewicz z pochodzenia była Polką, wywodzącą się z zamożnej gdańskiej rodziny antykwariuszy. Jak się okazuje w późniejszym czasie znajomość Lotte z Marianną nie była tylko służbowa, kobiety łączyło coś jeszcze, co w świetle obecnych wydarzeń nie jest wygodne dla Lotte.

            Sekcja zwłok wykazuje, iż ofiara przed wpadnięciem do wody została brutalnie pobita i uduszona. Krótko po tym sprawa topielicy zostaje zabrana komisarzowi Thiedtke, przejmuje ją niespodziewanie Obersturmfϋhrer von Molke, który zdawać by się mogło nie przeczytał sekcji zwłok zbyt uważnie, twierdząc, iż zgon nastąpił przez utonięcie i zamyka sprawę.
            Lotte Meier odwiedzając dom swojej byłej pracodawczyni w celu złożenia kondolencji zauważa dość dziwne zachowanie służby. Zastanawiająca jest też nieobecność ojca Marianny, dla którego jedyna córka była oczkiem w głowie. Pełna obaw spotyka się z komisarzem Franzem Thiedtke i uczula na kilka istotnych faktów.

            Izabela Żukowska tworząc kryminał w stylu retro bardzo dokładnie opisuje tło historyczne, konflikt polsko – niemiecki o przynależności Wolnego Miasta Danzing (mowa o Gdańsku) dopieszczając wszystko dokładną topografią miasta, momentami aż zbyt dokładną, co zaczyna lekko męczyć czytelnika. Przejście ulicami głównej bohaterki Lotte, (bo jednak to ona pojawia się w książce najczęściej) z punktu A do punktu B zajmowało czasem i po cztery strony w książce. Opisywane są wówczas tylko ulice, jakimi się porusza, ich szczegółowy wygląd i, no właśnie i żadnej akcji. Pojawił się też inny drażniący mnie szczegół, mianowicie miałam wrażenie, iż autorka uwzięła się na przymiotnik „który” używając go nagminnie w tekście. Zagmatwanie akcji sprawiało, że musiałam co jakiś czas oderwać się od tekstu i chwilę pomyśleć, kto z kim spiskuje na czyją korzyść. Zamykając ostatnią stronę książki dopadło mnie uczucie, że coś mi umknęło. Otóż niezrozumiały był dla mnie tytuł książki, bo choć starałam się uważnie czytać wszystkie niemieckobrzmiące słowa to „Teufel” ni jak nie przykuł mojej uwagi. Robiąc małe prywatne śledztwo dowiedziałam się od samej autorki książki cóż on oznaczał. Nie wiem, może przeczytałam powieść zbyt szybko i to niechcący mi umknęło.

            Jako kryminał książka średnio przypadła mi do gustu, jednak patrząc na nią od strony historycznej uważam ją za bardzo wartościową, dlatego zachęcam do jej przeczytania.

              Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Oficynka


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Monika Rebizant – Siwiło „Wrzosowiska”

            Raz na jakiś czas trafia do mnie książka, której czytanie sprawia mi wielką przyjemność, zapamiętuje się w pamięci na długo, ale gdy chcę o niej opowiedzieć nie potrafię wydobyć z siebie słowa, pozostawiając tylko bezdźwięczne yyyyyyyyy. Dlaczego? Konia z rzędem dla tego, kto będzie potrafił udzielić na to pytanie odpowiedzi.

            Wielopokoleniowa opowieść rozpoczynająca się już 1664 roku, a za sprawą rzuconej przez wiedźmę klątwy dociera do współczesnych czasów, gdzie miejmy nadzieję zakończy swój żywot, tylko czy oby na pewno i za jaką ofiarę?

            Róża jest wiedźmą. Podczas drugiej wojny światowej ukrywa się w lesie wraz ze swymi córkami Sabinką i Emilką. Pewnej mroźnej grudniowej nocy 1941r wiedziona senną wizją dociera do spalonej przez Niemców wioski. Wśród martwych ciał znajduje żywą dziewczynkę Mariannę. Wiedźma zabiera dziecko do domu. Kilka dni później znajduje w lesie rannego Miszkę Tatara. Z pomocą Marianny transportują mężczyznę do domu. Róży doskwiera brak miłości. Widząc nagie ciało mężczyzny zakochuje się. Miszka, wielki jak dąb mężczyzna, z wielkim sercem, swą miłością obdarza jednocześnie dwie kobiety, wiedźmę Różę i sanitariuszkę w oddziale „Kruka” Natalię Sarnawską, pseudonim „Sarna”. Wkrótce obie spodziewają się dzieci.

Kiedy Róża dowiaduje się o zdradzie ukochanego poświęcając własne nienarodzone dziecko, rzuca klątwę na Natalię za sprawą, której „Sarna” umiera przy porodzie osierocając córkę. Niestety nieszczęście to powielane jest na każdej jej potomkini.

Współcześnie Julia i Natalia to przyjaciółki od wczesnego dzieciństwa. Wydawać by się mogło, iż nic nie jest wstanie poróżnić ich ze sobą, a jednak. Między dziewczynami staje Adam Stawarski, do niedawna chłopak Julii. Adam, postanawia oświadczyć się planując dokładnie każdy detal wieczoru, niestety nie wszystko z misternego planu zachwyca Julkę. Para zamiast szczęśliwych zaręczyn, rozstaje się w kłótni. Wzburzony Adam, tego wieczoru nadużywa alkoholu i nie do końca świadom swoich czynów spędza noc z Natalią. Po niefortunnej nocy okazuję się, iż Natalia jest w ciąży. Odkrywając prawdę Julia w rozpaczy ucieka na Czartowe Pole, gdzie zostaje brutalnie zgwałcona. Po sprawcy nie pozostaje żaden ślad. Na wrzosowiskach zmasakrowaną dziewczynę odnajduję brat Adama Tobiasz. Na własnych rękach niesie ją ratując życie.

            Bohaterów w książce mamy sporo. Każdy skrywa jakąś tajemnicę lub nieodwzajemnione uczucie miłości. Czytelnik odkrywając po kolei kawałki zagadki powoli układa misternie jedną całość. Powstaje wiele pytań. Czy klątwę uda się komuś zdjąć? Kto lub co zgwałciło Julię? Co zataiła przed córką Emilia? Kogo słyszy w swych snach kleryk Jakub? Jaką ofiarę złoży ksiądz Tobiasz? Czy to już koniec historii? Czy autorka Monika Rebizant – Siwiło zaplanowała dalsze losy? Mam nadzieję, że tak, bo chętnie powrócę do Wrzosowisk i odkryję to, co pozostało nie jasne.


            Czytelnikom, którzy planują sięgnąć po „Wrzosowiska” proponuję przez zakupem książki zaplanować sobie jakiś urlop, bo kiedy już egzemplarz wpadnie w wasze ręce gwarantuję, iż zaniedbacie wszystkie obowiązki na rzecz przeczytania powieści. Szczerze polecam. 

                   Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Republika


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Agata Pruchniewska „I dobry Bóg stworzył AKTORKĘ”

         Kiedy zapytano cię w przedszkolu, „kim chcesz zostać w przyszłości”, co odpowiedziałeś/łaś? Nauczycielką, lekarzem, policjantem, fryzjerką, strażakiem. Pomysłów na zawody ma się wtedy wiele, tylko, komu tak naprawdę udało się dotrzymać postanowienia? Otóż, od dziś znam jedną taką osobę. Jest nią Dorotka, bohaterka debiutanckiej powieści Agaty Pruchniewskiej.

            Dorotka już od przedszkola wiedziała, że zostanie aktorką i co najważniejsze konsekwentnie nie zmieniała zdania dążąc do celu, bowiem jest zdania, że jak się w coś wierzy, trzeba się temu oddać bezgranicznie. Bardzo pracowita, mimo swoich ograniczeń stawia czoło każdemu najtrudniejszemu zadaniu. Już samo zaliczenie egzaminu do Słynnej Szkoły jest bardziej wyczerpujące dla ludzkiej psychiki niż semestr na filologii klasycznej, a to dopiero początek trudnej kariery. Dorotka w swej przyzwoitości i uczciwości w stosunku do ludzi i świata często za dużo od siebie wymaga, podchodzi do wszystkiego zbyt serio, wykonując powierzone zadanie na tysiąc procent. Wyczulona na brak kultury i brak profesjonalizmu. Choć na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie niedostępnej, zadziornej i zarozumiałej to zdecydowanie przy bliższym poznaniu zyskuje sympatię czytelnika.

            O czym jeszcze marzą małe dziewczynki? Oczywiście o księciu z bajki. Dorotka także poznaje swojego Księcia. Książe jest najlepszym przykładem potwierdzającym słuszną tezę, że miłość jest ślepa. Dlaczego? Poza wdziękiem, jaki mu został ofiarowanym już przy narodzinach, nie ma w tym człowieku nic wartościowego, o czym warto by mówić. Opisując w wielkim skrócie „zakochany w sobie bufon do entej potęgi”. Czytając książkę praktycznie modliłam się w duchu, aby Dorotka puściła kantem tego gościa i by mogła sobie zaśpiewać pod nosem, „Co ja w tobie widziałam” Anny Jantar. Choć są zwolennicy teorii mówiącej, że przeciwieństwa się przyciągają, to ta para do siebie, mimo szczerych chęci, za sprawą przeciwnych charakterów nie pasuje.

            Z racji tego, iż narratorem w książce jest sam Bóg można mieć nadzieję, iż wiele modlitw czytelnika zostanie pozytywnie rozpatrzonych, a wierzcie mi, jest się, o co modlić. Trudne perypetie Dorotki opowiadane nam przez Boga stają się ciekawą, pełną humoru, lekką, ironiczną i bardzo prawdziwą książką. Kiedy to Dorotka postanawia zdać egzamin na prawo jazdy ze śmiechu popłakałam się łzami wielkimi jak grochy.  Agata Pruchniewska odkrywa przed nami wiele aktorskich tajników, czy to ze szkoły filmowej, czy to z produkcji filmowych, świata reklamy, czy też kulisy show-biznesu. Opisuje też wiele znanych osób z teatralnych desek i szklanego ekranu kamuflując jednak postaci pod zaszyfrowanymi pseudonimami: Słynny Aktor, Gwiazda. Czytelnik ma świetną zabawę próbując odgadnąć właściwe nazwisko.


            To jest naprawdę genialna książka. Chętnie czytałabym więcej tak dobrze napisanych debiutanckich powieści. Polecam i czekam na kolejne książki tej autorki. 

            Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu SOL


środa, 4 czerwca 2014

Anna Klejzerowicz „Sąd ostateczny”

             Natchnienie. Próżno go szukać, gdy żołądek pusty. W kieszeni ostatnie kilkadziesiąt złotych, a nałóg tytoniowo – alkoholowy ssie do reszty. Emil Żądło, gdańszczanin, niegdyś policjant, dziś dziennikarz, „wolny strzelec” w fazie wielkiego kryzysu - to główny bohater powieści „Sąd ostateczny” pióra Anny Klejzerowicz. Brak weny na atrakcyjny artykuł nie jest jedynym problemem mężczyzny. Ex żona dopomina się o zaległe alimenty.

            Po niekorzystnej rozmowie z redaktorem naczelnym Emil udaje się do pubu gdzie spotyka swoją dawną sąsiadkę Dorotę z narzeczonym Damianem. Para rozkręca właśnie własny mały biznes gazetowy. Po kilku piwach dobijają targu i postanawiają współpracować, po czym rozchodzą się do domów. Następnego dnia, kiedy Emil próbuję się skontaktować z Damianem dowiaduje się, że para została w nocy zamordowana.

            Żądło przez wzgląd na Dorotę, czuję się zobowiązany i oferuje policji swą pomoc w odszukaniu sprawcy. Wyjątkowa spostrzegawczość Emila sprzyja odnalezieniu pierwszego tropu. Dziennikarz odkrywa, iż ciała zamordowanych zostały celowo ułożone przez sprawcę w identyczny sposób jak postaci na obrazie Hansa Memlinga „Sąd ostateczny”, który jest chlubą i wizytówką Gdańska od setek lat. Morderca, jak na psychopatę przystało zbiera kolejne żniwa. Ofiary, poza charakterystycznym ułożeniu ciał po śmierci, nic ze sobą nie łączy. Trudno przewidzieć, w jaki sposób zwyrodnialec wybiera swoje ofiary. Żołnierz Chrystusa, bo tak mówi o sobie przestępca staje się coraz bardziej zuchwały. Jedyne pocieszenie to, to, że na swój cel nie bierze dzieci, ale i ten fakt nie do końca jest pewny, gdyż właśnie przez syna Emila morderca przekazuje wiadomość dziennikarzowi.

            Książka nie jest rasowym kryminałem gdyż została okraszona przez autorkę licznymi wątkami romantycznymi, co sprawia, że w pewnym momencie zatraca się lekko dreszczyk emocji. Trudno uwierzyć by taki zbiorowy happy and bohaterów drugiego planu miał możliwość bytu. Jednak jest to tak małoistotny detal, na który można bez wahania przymrużyć oko.

            Anna Klejzerowicz w bardzo ciekawy sposób przedstawia faktyczną historię samego płótna Memlinga. Opisy postaci z tryptyku są tak bogate, iż bez problemu można sobie wyobrazić sposób działania perfidnego mordercy.

            Intrygująco wykreowana przez pisarkę sylwetka Emila Żądło sprawia, że z miłą chęcią zapoznam się z kolejnymi przygodami charyzmatycznego dziennikarza, jak i innymi publikacjami pani Klejzerowicz. Polecam gorąco do zapoznania się z lekturą.   

               Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Replika