środa, 25 czerwca 2014

Paulina Hendel „Zapomniana księga. Strażnik”

           „Zapomniana księga. Strażnik” to pierwsza część ze świetnie zapowiadającej się trylogii autorstwa Pauliny Hendel, a zarazem debiut literacki. Głównym bohaterem jest Hubert. Początkowo mamy okazję poznać go, jako siedemnastolatka, który przebywa na wycieczce szkolnej w Paryżu. Wraz z kolegą Ernestem udają się pod Luwr na spotkanie z pewną piękną paryżanką. Niespodziewana potężna eksplozja zmiata Luwr z powierzchni ziemi. Widok ten jest ostatnią rzeczą, jaką Hubert pamięta. Po przebudzeniu okazuje się, że z niewiadomych mu przyczyn znajduje się w zatęchłej piwnicy gdzieś w Polsce z nieznanym mu mężczyzną, przez którego zostaje uświadomiony, iż od napaści terrorystycznej na Luwr minęło już siedem lat. Siedem lat z kalendarza, których Hubert zupełnie nie pamięta. Po zdjęciu ubrania widzi na swoim ciele wiele zagojonych ran jak i jeden świeży opatrunek przesiąknięty krwią. Współlokator z piwnicy Jurek w wielkim skrócie opowiada mu o dziejącym się na świecie Armagedonie.

            Nikt nie miał pojęcia, co się dzieje, wszystko potoczyło się bardzo szybko. Korea Północna napadła na Stany Zjednoczone, jednego dnia odpalono kilkadziesiąt bomb. Krótko po tym ktoś detonował ładunki wybuchowe w większych miastach w Europie i Ameryce Południowej. Do sieci wpuszczono groźnego wirusa, za którego sprawą Internet przestał działać na całym świecie. Ludzie nie mogli się komunikować, poznikały pieniądze z kont. Wśród ludności rozprzestrzenił się niezwykle groźny szczep grypy powodując masowe zgony. Na koniec potężny impuls elektromagnetyczny – broń straszliwsza niż bomba atomowa, wywołując efekt domina w wielu krajach, wpłynął na uszkodzenie całej elektroniki na świecie. W jednej chwili przestało funkcjonować wszystko, co działało na prąd.

            Hubert postanawia wyruszyć do Poznania by odszukać swój dom rodzinny i zrozumieć, co mu się właściwie przydarzyło przez te siedem lat. Dlaczego nic nie pamięta. Chce także dowiedzieć się czy jego rodzice żyją. Rzeczywistość dookoła okazuję się bardzo brutalna, którą trudno zrozumieć, a pogodzić się nie sposób. W metalowym garażu, który jak na ironię okazał się być „klatką Faradaya” Hubert znajduje starego volkswagena Mk1 i nie musi już poruszać się pieszo. Tylko czy picie wina podczas jazdy za kółkiem jest dobrym pomysłem?

            Paulina Hendel zabiera czytelnika w ciekawą post apokaliptyczną przygodową podróż z elementami fantasy. Odkrywa ona wiele istotnych faktów, pokazuje uzależnienie człowieka od energii elektrycznej i kłopotów z przystosowaniem się do nowych realiów.

            „Musimy ocalić z cywilizacji wszystko to, co dobre, żeby nie oszaleć i nie zdziczeć w tym zwariowanym świecie. Każdy szczegół jest ważny by zachować człowieczeństwo”[1]

            Świetna książka na upalne wczasy pod gruszą. Myślę, że mojemu nastoletniemu synowi przypadnie ona również do gustu. Polecam, naprawdę warto przeczytać.



[1] Str. 100, Paulina Hendel, Zapomniana księga. Strażnik, Nasza Księgarnia, Warszawa 2014

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia


czwartek, 19 czerwca 2014

Izabela Żukowska „Teufel”

            Izabela Żukowska w książce „Teufel” przenosi czytelnika w upalny sierpień roku 1939 do Gdańska. Na molo w Glettkau, dzisiejsze Jelitkowo, zostaje znalezione przez dwójkę chłopców ciało martwej kobiety. Zwłoki pływały prawdopodobnie kilka dni w wodzie, przez co identyfikacja staje się utrudniona. Sprawę topielicy prowadzi komisarz Franz Thiedtke. Są to ostatnie dni pracy policjanta, gdyż za kilka dni zamierza on przejść na emeryturę. Na molo przybywa także asystentka policji Lotte Meier. Rozpoznaje ona medalion, jaki denatka ma na szyi, sugerując, iż jest on własnością jej byłej pracodawczyni Marianny Walewicz, zaznaczając, że nigdy się z ową biżuterią nie rozstawała. Walewicz z pochodzenia była Polką, wywodzącą się z zamożnej gdańskiej rodziny antykwariuszy. Jak się okazuje w późniejszym czasie znajomość Lotte z Marianną nie była tylko służbowa, kobiety łączyło coś jeszcze, co w świetle obecnych wydarzeń nie jest wygodne dla Lotte.

            Sekcja zwłok wykazuje, iż ofiara przed wpadnięciem do wody została brutalnie pobita i uduszona. Krótko po tym sprawa topielicy zostaje zabrana komisarzowi Thiedtke, przejmuje ją niespodziewanie Obersturmfϋhrer von Molke, który zdawać by się mogło nie przeczytał sekcji zwłok zbyt uważnie, twierdząc, iż zgon nastąpił przez utonięcie i zamyka sprawę.
            Lotte Meier odwiedzając dom swojej byłej pracodawczyni w celu złożenia kondolencji zauważa dość dziwne zachowanie służby. Zastanawiająca jest też nieobecność ojca Marianny, dla którego jedyna córka była oczkiem w głowie. Pełna obaw spotyka się z komisarzem Franzem Thiedtke i uczula na kilka istotnych faktów.

            Izabela Żukowska tworząc kryminał w stylu retro bardzo dokładnie opisuje tło historyczne, konflikt polsko – niemiecki o przynależności Wolnego Miasta Danzing (mowa o Gdańsku) dopieszczając wszystko dokładną topografią miasta, momentami aż zbyt dokładną, co zaczyna lekko męczyć czytelnika. Przejście ulicami głównej bohaterki Lotte, (bo jednak to ona pojawia się w książce najczęściej) z punktu A do punktu B zajmowało czasem i po cztery strony w książce. Opisywane są wówczas tylko ulice, jakimi się porusza, ich szczegółowy wygląd i, no właśnie i żadnej akcji. Pojawił się też inny drażniący mnie szczegół, mianowicie miałam wrażenie, iż autorka uwzięła się na przymiotnik „który” używając go nagminnie w tekście. Zagmatwanie akcji sprawiało, że musiałam co jakiś czas oderwać się od tekstu i chwilę pomyśleć, kto z kim spiskuje na czyją korzyść. Zamykając ostatnią stronę książki dopadło mnie uczucie, że coś mi umknęło. Otóż niezrozumiały był dla mnie tytuł książki, bo choć starałam się uważnie czytać wszystkie niemieckobrzmiące słowa to „Teufel” ni jak nie przykuł mojej uwagi. Robiąc małe prywatne śledztwo dowiedziałam się od samej autorki książki cóż on oznaczał. Nie wiem, może przeczytałam powieść zbyt szybko i to niechcący mi umknęło.

            Jako kryminał książka średnio przypadła mi do gustu, jednak patrząc na nią od strony historycznej uważam ją za bardzo wartościową, dlatego zachęcam do jej przeczytania.

              Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Oficynka


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Monika Rebizant – Siwiło „Wrzosowiska”

            Raz na jakiś czas trafia do mnie książka, której czytanie sprawia mi wielką przyjemność, zapamiętuje się w pamięci na długo, ale gdy chcę o niej opowiedzieć nie potrafię wydobyć z siebie słowa, pozostawiając tylko bezdźwięczne yyyyyyyyy. Dlaczego? Konia z rzędem dla tego, kto będzie potrafił udzielić na to pytanie odpowiedzi.

            Wielopokoleniowa opowieść rozpoczynająca się już 1664 roku, a za sprawą rzuconej przez wiedźmę klątwy dociera do współczesnych czasów, gdzie miejmy nadzieję zakończy swój żywot, tylko czy oby na pewno i za jaką ofiarę?

            Róża jest wiedźmą. Podczas drugiej wojny światowej ukrywa się w lesie wraz ze swymi córkami Sabinką i Emilką. Pewnej mroźnej grudniowej nocy 1941r wiedziona senną wizją dociera do spalonej przez Niemców wioski. Wśród martwych ciał znajduje żywą dziewczynkę Mariannę. Wiedźma zabiera dziecko do domu. Kilka dni później znajduje w lesie rannego Miszkę Tatara. Z pomocą Marianny transportują mężczyznę do domu. Róży doskwiera brak miłości. Widząc nagie ciało mężczyzny zakochuje się. Miszka, wielki jak dąb mężczyzna, z wielkim sercem, swą miłością obdarza jednocześnie dwie kobiety, wiedźmę Różę i sanitariuszkę w oddziale „Kruka” Natalię Sarnawską, pseudonim „Sarna”. Wkrótce obie spodziewają się dzieci.

Kiedy Róża dowiaduje się o zdradzie ukochanego poświęcając własne nienarodzone dziecko, rzuca klątwę na Natalię za sprawą, której „Sarna” umiera przy porodzie osierocając córkę. Niestety nieszczęście to powielane jest na każdej jej potomkini.

Współcześnie Julia i Natalia to przyjaciółki od wczesnego dzieciństwa. Wydawać by się mogło, iż nic nie jest wstanie poróżnić ich ze sobą, a jednak. Między dziewczynami staje Adam Stawarski, do niedawna chłopak Julii. Adam, postanawia oświadczyć się planując dokładnie każdy detal wieczoru, niestety nie wszystko z misternego planu zachwyca Julkę. Para zamiast szczęśliwych zaręczyn, rozstaje się w kłótni. Wzburzony Adam, tego wieczoru nadużywa alkoholu i nie do końca świadom swoich czynów spędza noc z Natalią. Po niefortunnej nocy okazuję się, iż Natalia jest w ciąży. Odkrywając prawdę Julia w rozpaczy ucieka na Czartowe Pole, gdzie zostaje brutalnie zgwałcona. Po sprawcy nie pozostaje żaden ślad. Na wrzosowiskach zmasakrowaną dziewczynę odnajduję brat Adama Tobiasz. Na własnych rękach niesie ją ratując życie.

            Bohaterów w książce mamy sporo. Każdy skrywa jakąś tajemnicę lub nieodwzajemnione uczucie miłości. Czytelnik odkrywając po kolei kawałki zagadki powoli układa misternie jedną całość. Powstaje wiele pytań. Czy klątwę uda się komuś zdjąć? Kto lub co zgwałciło Julię? Co zataiła przed córką Emilia? Kogo słyszy w swych snach kleryk Jakub? Jaką ofiarę złoży ksiądz Tobiasz? Czy to już koniec historii? Czy autorka Monika Rebizant – Siwiło zaplanowała dalsze losy? Mam nadzieję, że tak, bo chętnie powrócę do Wrzosowisk i odkryję to, co pozostało nie jasne.


            Czytelnikom, którzy planują sięgnąć po „Wrzosowiska” proponuję przez zakupem książki zaplanować sobie jakiś urlop, bo kiedy już egzemplarz wpadnie w wasze ręce gwarantuję, iż zaniedbacie wszystkie obowiązki na rzecz przeczytania powieści. Szczerze polecam. 

                   Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Republika


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Agata Pruchniewska „I dobry Bóg stworzył AKTORKĘ”

         Kiedy zapytano cię w przedszkolu, „kim chcesz zostać w przyszłości”, co odpowiedziałeś/łaś? Nauczycielką, lekarzem, policjantem, fryzjerką, strażakiem. Pomysłów na zawody ma się wtedy wiele, tylko, komu tak naprawdę udało się dotrzymać postanowienia? Otóż, od dziś znam jedną taką osobę. Jest nią Dorotka, bohaterka debiutanckiej powieści Agaty Pruchniewskiej.

            Dorotka już od przedszkola wiedziała, że zostanie aktorką i co najważniejsze konsekwentnie nie zmieniała zdania dążąc do celu, bowiem jest zdania, że jak się w coś wierzy, trzeba się temu oddać bezgranicznie. Bardzo pracowita, mimo swoich ograniczeń stawia czoło każdemu najtrudniejszemu zadaniu. Już samo zaliczenie egzaminu do Słynnej Szkoły jest bardziej wyczerpujące dla ludzkiej psychiki niż semestr na filologii klasycznej, a to dopiero początek trudnej kariery. Dorotka w swej przyzwoitości i uczciwości w stosunku do ludzi i świata często za dużo od siebie wymaga, podchodzi do wszystkiego zbyt serio, wykonując powierzone zadanie na tysiąc procent. Wyczulona na brak kultury i brak profesjonalizmu. Choć na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie niedostępnej, zadziornej i zarozumiałej to zdecydowanie przy bliższym poznaniu zyskuje sympatię czytelnika.

            O czym jeszcze marzą małe dziewczynki? Oczywiście o księciu z bajki. Dorotka także poznaje swojego Księcia. Książe jest najlepszym przykładem potwierdzającym słuszną tezę, że miłość jest ślepa. Dlaczego? Poza wdziękiem, jaki mu został ofiarowanym już przy narodzinach, nie ma w tym człowieku nic wartościowego, o czym warto by mówić. Opisując w wielkim skrócie „zakochany w sobie bufon do entej potęgi”. Czytając książkę praktycznie modliłam się w duchu, aby Dorotka puściła kantem tego gościa i by mogła sobie zaśpiewać pod nosem, „Co ja w tobie widziałam” Anny Jantar. Choć są zwolennicy teorii mówiącej, że przeciwieństwa się przyciągają, to ta para do siebie, mimo szczerych chęci, za sprawą przeciwnych charakterów nie pasuje.

            Z racji tego, iż narratorem w książce jest sam Bóg można mieć nadzieję, iż wiele modlitw czytelnika zostanie pozytywnie rozpatrzonych, a wierzcie mi, jest się, o co modlić. Trudne perypetie Dorotki opowiadane nam przez Boga stają się ciekawą, pełną humoru, lekką, ironiczną i bardzo prawdziwą książką. Kiedy to Dorotka postanawia zdać egzamin na prawo jazdy ze śmiechu popłakałam się łzami wielkimi jak grochy.  Agata Pruchniewska odkrywa przed nami wiele aktorskich tajników, czy to ze szkoły filmowej, czy to z produkcji filmowych, świata reklamy, czy też kulisy show-biznesu. Opisuje też wiele znanych osób z teatralnych desek i szklanego ekranu kamuflując jednak postaci pod zaszyfrowanymi pseudonimami: Słynny Aktor, Gwiazda. Czytelnik ma świetną zabawę próbując odgadnąć właściwe nazwisko.


            To jest naprawdę genialna książka. Chętnie czytałabym więcej tak dobrze napisanych debiutanckich powieści. Polecam i czekam na kolejne książki tej autorki. 

            Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu SOL


środa, 4 czerwca 2014

Anna Klejzerowicz „Sąd ostateczny”

             Natchnienie. Próżno go szukać, gdy żołądek pusty. W kieszeni ostatnie kilkadziesiąt złotych, a nałóg tytoniowo – alkoholowy ssie do reszty. Emil Żądło, gdańszczanin, niegdyś policjant, dziś dziennikarz, „wolny strzelec” w fazie wielkiego kryzysu - to główny bohater powieści „Sąd ostateczny” pióra Anny Klejzerowicz. Brak weny na atrakcyjny artykuł nie jest jedynym problemem mężczyzny. Ex żona dopomina się o zaległe alimenty.

            Po niekorzystnej rozmowie z redaktorem naczelnym Emil udaje się do pubu gdzie spotyka swoją dawną sąsiadkę Dorotę z narzeczonym Damianem. Para rozkręca właśnie własny mały biznes gazetowy. Po kilku piwach dobijają targu i postanawiają współpracować, po czym rozchodzą się do domów. Następnego dnia, kiedy Emil próbuję się skontaktować z Damianem dowiaduje się, że para została w nocy zamordowana.

            Żądło przez wzgląd na Dorotę, czuję się zobowiązany i oferuje policji swą pomoc w odszukaniu sprawcy. Wyjątkowa spostrzegawczość Emila sprzyja odnalezieniu pierwszego tropu. Dziennikarz odkrywa, iż ciała zamordowanych zostały celowo ułożone przez sprawcę w identyczny sposób jak postaci na obrazie Hansa Memlinga „Sąd ostateczny”, który jest chlubą i wizytówką Gdańska od setek lat. Morderca, jak na psychopatę przystało zbiera kolejne żniwa. Ofiary, poza charakterystycznym ułożeniu ciał po śmierci, nic ze sobą nie łączy. Trudno przewidzieć, w jaki sposób zwyrodnialec wybiera swoje ofiary. Żołnierz Chrystusa, bo tak mówi o sobie przestępca staje się coraz bardziej zuchwały. Jedyne pocieszenie to, to, że na swój cel nie bierze dzieci, ale i ten fakt nie do końca jest pewny, gdyż właśnie przez syna Emila morderca przekazuje wiadomość dziennikarzowi.

            Książka nie jest rasowym kryminałem gdyż została okraszona przez autorkę licznymi wątkami romantycznymi, co sprawia, że w pewnym momencie zatraca się lekko dreszczyk emocji. Trudno uwierzyć by taki zbiorowy happy and bohaterów drugiego planu miał możliwość bytu. Jednak jest to tak małoistotny detal, na który można bez wahania przymrużyć oko.

            Anna Klejzerowicz w bardzo ciekawy sposób przedstawia faktyczną historię samego płótna Memlinga. Opisy postaci z tryptyku są tak bogate, iż bez problemu można sobie wyobrazić sposób działania perfidnego mordercy.

            Intrygująco wykreowana przez pisarkę sylwetka Emila Żądło sprawia, że z miłą chęcią zapoznam się z kolejnymi przygodami charyzmatycznego dziennikarza, jak i innymi publikacjami pani Klejzerowicz. Polecam gorąco do zapoznania się z lekturą.   

               Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Replika