środa, 31 października 2012

Cukiernia pod Amorem 3

Hryciowie, to trzecia część bardzo fajnej powieści Małgorzaty Gutowskiej - Adamczyk
Wreszcie mój syn przejdzie na dietę? A dlaczego on, a nie ja? 
Na tylnej stronie okładki każdej części jest fotografia fajnych ciasteczek, mufinek, czekoladek. Za każdym razem, gdy miałam książkę w ręce i próbowałam przeczytać co też wydarzyło się dalej i dalej, przychodził mój Michaś. Małolat widząc te frykasy na okładce nie dawał odporu, szarpał, wrzeszczał i robił wszystko aby mamusia dała mu coś słodkiego. A mamusia, no cóż, jak zachipnotyzowana, dawała cokolwiek żeby tylko móc w spokoju przeczytać kolejnych kilka stron. Oj będę ja się za to smażyć w piekle :(
 


sobota, 27 października 2012

Ognista opowieść

Tak sobie pomyślałam, bo za oknem smętna aura się zrobiła, że opowiem coś zabawnego (przynajmniej z mojego punktu widzenia), co mi się jakiś czas temu przydarzyło. 
Działo się to podczas prac polowych, wykopkami potocznie zwanymi. Na polu znajdowałam się ja, mój mąż  i teść. Prócz tego traktor z kombajnem, któremu ktoś Anna dał na imię, łan kukurydzy obok i moje leciwe autko tuż za nim. Cena paliwa jaka jest każdy wie, dla oszczędności i wygody na pole pojechaliśmy sprzętem rolniczym oraz autem, konkretnie ja, żeby na przerwę obiadową nie musieć całym tym tałatajstwem telepać się do domu tylko samochodem myk, myk i już przejechane. 
W dniu owym, auto okazało się też być zbawieniem, gdyż nie najnowszy już kombajn odmawiał co chwilę posłuszeństwa i psuł się co kilkadziesiąt minut. Konkretnie to mu jedna, na pozór wydawało by się, solidna część pękała. Cena nowej części w sklepie jest diabelsko wysoka, a cena ziemniaków, które właśnie kopaliśmy, śmiesznie niska. Jeden cały transport ukopanych ziemniaków nie starczyłby na pokrycie remontu kombajnu, a że Polak zmysł cwaniaczy ma to wolał do domu pojechać, zespawać to co pękło i pracować dalej. Tylko, że w tym felernym dniu, pechowa część pękała co chwilę w coraz to nowszym miejscu, łata na łacie. O zszarganych nerwach to już nie wspomnę. Nie to, że człowiek prowadzi tu wyścig z pogodą, to jeszcze co rusz awaria. Wkurzeni, z drążącą myślą w głowie: co też jeszcze dziś się pechowego przydarzy, każde z nas wykonywało swoją pracę, gdy to nagle: mąż widzi za rosnącą obok kukurydzą smugę czarnego dymu. Jak bum cyk, pali się jakaś opona bo taka smoła w niebo szła. 
W miejscu wydobywania się dymu powinien stać nasz samochód. Powinien, bo go widać za wysoką kukurydzą nie było. 
Z ciągnika wyskakuje mój mąż z gaśnicą i leci w kierunku dymu. Za mężem ja... ze stu pięćdziesięcioma myślami na sekundę. Za mną biegnie teść... nie wiem z czym i po co, pewnie z ciekawości i przy okazji podyrygować. 
Biegnę za Jackiem i sobie myślę: 
- o! fajnie, że ktoś wpadł kiedyś na pomysł przymusowego posiadania gaśnic w pojazdach.
- cholera! co za debil wymyślił taką małą gaśnicę, przecież to jak pierdyknie, siknie i już po gaśnicy będzie!!!
- ciekawe co tam się pali?
- a może to nie nasz samochód!
- cholera, że też musiałam to ja ostatnio nim jechać, znowu będzie na mnie!
- auto ubezpieczone, ubezpieczalnia odszkodowanie wypłaci jakby co
- ale czy od pożaru ubezpieczyliśmy? cholera, nie pamiętam!
- cholera!
- kurde mol!
- cholera! w bagażniku jest moja skrzyneczka z kosmetykami Marizy
- o cholera
- o kurde
- o w mordę
- o cholera
- kurcze no, co ja w tej skrzyneczce miałam ostatnio?
... przeliczam jak to wypadnie finansowo
- ech, nie będzie tak żle, aż tak dużo nie stracę, bo kosmetyki przystępne ceny mają
- cholera, ale za to, to już mi ubezpieczalnia nie zapłaci ;(
- cholera
- cholera
- cholera
- a tam pewnie się już opony topią
- ciekawe czy będzie jakiś wybuch??
- kosmetyki na alkoholu nie są, to nic nie wybuchnie
- szkoda, żadnego spektakularnego wybuchu nie będzie, samochód fruwać też nie będzie :(
- żadnych areozoli nie ma to też nie wybuchnie
- no w dupe z tym
- tylko kurde opakowania plastikowe, oj to się jarać długo będą
- gaśnica to za mało
- w baku ropa czyli też nie wybuchnie
- kurde
- trzeba by po straż zadzwonić, tylko kurde komórka w ciągniku została, wracać się taki hektar nie będę
- no co za debil taką małą gaśnicę wymyślił???
- a może zdążę te skrzyneczkę z bagażnika jeszcze wyjąć? w końcu bagażnik z tyłu, a pali się na pewno silnik jak już!
- cholera, a ten czego zwolnił?!?
bo akurat mój mąż stanął w miejscu i się rozgląda. 
Po przebiegnięciu jakichś 300 metrów zobaczyliśmy, że dym unosił się z zupełnie innego miejsca niż to w którym stało nasze auto. Jakiś idiota gdzieś dużo dalej sobie śmieci prawdopodobnie wypalał i przez to ten czarny dym. W każdym bądź razie gaszenia nie wymagało... przynajmniej naszego
Wszyscy ze śmiechem wróciliśmy do pracy. Nie wiem, co nas wtedy tak rozbawiło, ale jak tak przebiegliśmy te 300 m to zaraz wszystkim mózgi odpoczęły i nawet kombajn do końca dnia już się nie psuł chociaż z nami nie biegł. 


czwartek, 25 października 2012

Dalsze losy Cukierni.

"Cieślakowie" Dalsze losy Cukierni pod Amorem. Czekałam, czekałam i się doczekałam. Baaa, już prawie wracałam do domu kiedy to przemiła pani z biblioteki zadzwoniła, że książki o które pytałam, akurat ktoś oddał. No to po hamulcach, nawrotka i rura do biblioteki. No i były. Dziś jestem po przeczytaniu obydwóch  dalszych części, ale zaprezentuję Cieślaków. 
W tym tomie nie brakuje również od przepychu uczuć. Smutek, strach, a także radości i szczęście. Wszystko to można odnaleźć. 
Do języka jakim jest pisana książka już zdążyłam się przyzwyczaić. Pozostało mi wysłuchanie opowieści co się działo dalej. Smutek dopadł mnie gdy nastał czas, że część bohaterów z poprzedniego tomu umiera. Cóż, takie jest życie, ktoś umiera, przychodzą nowi na świat, pamięć pozostaje. 
 Zachęcam do lektury.


piątek, 5 października 2012

CUKIERNIA POD AMOREM Zajezierscy

Słodycze lubiłam zawsze, a więc nic dziwnego, że i tym razem się skusiłam. 
Czytając tę książkę ma się wrażenie, że czyta się dwie różne powieści jednocześnie. Jedna napisana we współczesności, druga historyczna. Obydwie są bardzo ciekawe i wciągające. 
Jakby siedziało się obok kogoś bliskiego, kto właśnie opowiada ci historię rodzinną kilka pokoleń do tyłu. Nie wiem czemu trochę mi to przypominało "Nad Niemnem", albo "Noce i dnie". 
Zachowanie szlachty oburzało, a jednocześnie ciekawiło. Doszłam w pewnym momencie do wniosku iż bardzo dobrze się stało, że wynaleziono w końcu prąd, telewizję, radio, internet. Ludzie wreszcie zaczęli mieć co robić w domu nocami i małżeństwa stały się wierniejsze przysiędze małżeńskiej. 
Książka nie ma końca. Trzeba niestety sięgnąć po kolejny tom gdyż nie przeczytanie dalszych losów grozi kalectwem. Mnie bynajmniej żyłka pierdząca chciała pęknąć z ciekawości. Ileż to mnie nerwów kosztowało gdy się okazało, że ktoś bezczelnie przetrzymuje u siebie, a pani bibliotekarka aby odpowiadała: jeszcze nie ma!

Jedna mała taka refleksja mnie tylko naszła, choć bardzo mi się Zajezierscy podobali, to jednak wolę książki pisane przez dziennikarzy. Używają oni prostszego języka. Poloniści lubią wyszukiwać najdziwaczniejsze słówka ze słownika. Sprawia to iż tekst czyta się dużo wolniej. A może po prostu ja taka ciemna jestem. 

Książkę z czystym sumieniem polecam.