sobota, 27 października 2012

Ognista opowieść

Tak sobie pomyślałam, bo za oknem smętna aura się zrobiła, że opowiem coś zabawnego (przynajmniej z mojego punktu widzenia), co mi się jakiś czas temu przydarzyło. 
Działo się to podczas prac polowych, wykopkami potocznie zwanymi. Na polu znajdowałam się ja, mój mąż  i teść. Prócz tego traktor z kombajnem, któremu ktoś Anna dał na imię, łan kukurydzy obok i moje leciwe autko tuż za nim. Cena paliwa jaka jest każdy wie, dla oszczędności i wygody na pole pojechaliśmy sprzętem rolniczym oraz autem, konkretnie ja, żeby na przerwę obiadową nie musieć całym tym tałatajstwem telepać się do domu tylko samochodem myk, myk i już przejechane. 
W dniu owym, auto okazało się też być zbawieniem, gdyż nie najnowszy już kombajn odmawiał co chwilę posłuszeństwa i psuł się co kilkadziesiąt minut. Konkretnie to mu jedna, na pozór wydawało by się, solidna część pękała. Cena nowej części w sklepie jest diabelsko wysoka, a cena ziemniaków, które właśnie kopaliśmy, śmiesznie niska. Jeden cały transport ukopanych ziemniaków nie starczyłby na pokrycie remontu kombajnu, a że Polak zmysł cwaniaczy ma to wolał do domu pojechać, zespawać to co pękło i pracować dalej. Tylko, że w tym felernym dniu, pechowa część pękała co chwilę w coraz to nowszym miejscu, łata na łacie. O zszarganych nerwach to już nie wspomnę. Nie to, że człowiek prowadzi tu wyścig z pogodą, to jeszcze co rusz awaria. Wkurzeni, z drążącą myślą w głowie: co też jeszcze dziś się pechowego przydarzy, każde z nas wykonywało swoją pracę, gdy to nagle: mąż widzi za rosnącą obok kukurydzą smugę czarnego dymu. Jak bum cyk, pali się jakaś opona bo taka smoła w niebo szła. 
W miejscu wydobywania się dymu powinien stać nasz samochód. Powinien, bo go widać za wysoką kukurydzą nie było. 
Z ciągnika wyskakuje mój mąż z gaśnicą i leci w kierunku dymu. Za mężem ja... ze stu pięćdziesięcioma myślami na sekundę. Za mną biegnie teść... nie wiem z czym i po co, pewnie z ciekawości i przy okazji podyrygować. 
Biegnę za Jackiem i sobie myślę: 
- o! fajnie, że ktoś wpadł kiedyś na pomysł przymusowego posiadania gaśnic w pojazdach.
- cholera! co za debil wymyślił taką małą gaśnicę, przecież to jak pierdyknie, siknie i już po gaśnicy będzie!!!
- ciekawe co tam się pali?
- a może to nie nasz samochód!
- cholera, że też musiałam to ja ostatnio nim jechać, znowu będzie na mnie!
- auto ubezpieczone, ubezpieczalnia odszkodowanie wypłaci jakby co
- ale czy od pożaru ubezpieczyliśmy? cholera, nie pamiętam!
- cholera!
- kurde mol!
- cholera! w bagażniku jest moja skrzyneczka z kosmetykami Marizy
- o cholera
- o kurde
- o w mordę
- o cholera
- kurcze no, co ja w tej skrzyneczce miałam ostatnio?
... przeliczam jak to wypadnie finansowo
- ech, nie będzie tak żle, aż tak dużo nie stracę, bo kosmetyki przystępne ceny mają
- cholera, ale za to, to już mi ubezpieczalnia nie zapłaci ;(
- cholera
- cholera
- cholera
- a tam pewnie się już opony topią
- ciekawe czy będzie jakiś wybuch??
- kosmetyki na alkoholu nie są, to nic nie wybuchnie
- szkoda, żadnego spektakularnego wybuchu nie będzie, samochód fruwać też nie będzie :(
- żadnych areozoli nie ma to też nie wybuchnie
- no w dupe z tym
- tylko kurde opakowania plastikowe, oj to się jarać długo będą
- gaśnica to za mało
- w baku ropa czyli też nie wybuchnie
- kurde
- trzeba by po straż zadzwonić, tylko kurde komórka w ciągniku została, wracać się taki hektar nie będę
- no co za debil taką małą gaśnicę wymyślił???
- a może zdążę te skrzyneczkę z bagażnika jeszcze wyjąć? w końcu bagażnik z tyłu, a pali się na pewno silnik jak już!
- cholera, a ten czego zwolnił?!?
bo akurat mój mąż stanął w miejscu i się rozgląda. 
Po przebiegnięciu jakichś 300 metrów zobaczyliśmy, że dym unosił się z zupełnie innego miejsca niż to w którym stało nasze auto. Jakiś idiota gdzieś dużo dalej sobie śmieci prawdopodobnie wypalał i przez to ten czarny dym. W każdym bądź razie gaszenia nie wymagało... przynajmniej naszego
Wszyscy ze śmiechem wróciliśmy do pracy. Nie wiem, co nas wtedy tak rozbawiło, ale jak tak przebiegliśmy te 300 m to zaraz wszystkim mózgi odpoczęły i nawet kombajn do końca dnia już się nie psuł chociaż z nami nie biegł. 


2 komentarze: