czwartek, 3 marca 2011

Frywolitka amarantowa

Dziś bez babskiego imienia, a dlaczego, a bo tak. Bez konkretnego chyba powodu. Po prostu mówiąc nie skromnie naszyjnik bardzo mi się podoba, a imiona przypadające dziś w kalendarzu jakoś nie szczególnie przypadły do gustu. Myślałam też o nadaniu imienia ku pamięci Ireny Kwiatkowskiej, ale ... imię Irena mam zarezerwowane po wyjątkowej osobie której nie ma już ze mną, jest w dużo lepszym miejscu, mnie pozostała tylko tęsknota.





Tak prezentuje się na Zuzi



Normalnie w taki dzień jak dziś piekłabym pączki. Niestety miałam inną pilną robotę w bardzo ciepłym miejscu, prawie jak w Maroku. W południe wracam do domu na regenerację sił, a tu nagle wchodzi Adaś i niesie na talerzu świeżutkie, cieplutkie pączki, które upiekła babcia. Jak na trzylatka był to nie lada wyczyn wnieść pączki na 1 piętro po schodach i niczego nie upuścić. Z małego cwaniaka zrobiła się ostatnio niezła gaduła. Zapytałam się synka widząc łakocie:
- O, Adasiu, upiekłeś pączki?
- Nie, to babcia upiekła poczki, poczki są pyszne, poczki są aj, aj!!!
i faktycznie były aj, aj, choć z zewnątrz na to nie wyglądały, ale gdy tylko dobrałam się do marmolady pożałowałam swego łakomstwa, była potwornie gorąca.

2 komentarze: