poniedziałek, 2 lipca 2012

Aneta Ponomarenko "Strażnik skarbu"

Przechodziłam właśnie obok mojego kochanego Matrasu. W sumie to nie miałam planu kupić czegokolwiek, po prostu stanęłam przy koszu z bardzo tanimi książkami i przeglądałam co się w nim akurat znajduje. Wyszukałam jedną pozycję, a że czasu jeszcze miałam trochę, bo akurat czekałam z synem za obiorem zdjęć, to pomyślałam, że podrażnię się z moim ulubionym sprzedawcą w tej księgarni. Nie na darmo dostałam u nich przydomek "trudny klient". Co ja za to mogę że uwielbiam wyszukiwać im nie raz skomplikowane (jak dla nich) pozycje książkowe. Podeszłam do kasy żeby zapytać się czy mają coś Małgorzaty Kursy. No niestety, nie mają, jedynie na zamówienie, co za szkoda. Pomijając fakt, że znowu nie kupię książki tej autorki, to pana kierownika ominie bieganina z drabiną po półkach, aby znaleźć coś co ta małpa (czyli ja) znów sobie wymyśliła. Ale druga pracownica ustawiła sobie na cel, że jednak coś w tym dniu koniecznie mi sprzeda, no i prezentuje jakiś tam kryminał w bardzo ponętnej cenie. Ale cóż mi po nim, skoro ja kupuję przeważnie polskich autorów!!! Bajeruję ich jak mogę, albo po prostu jak zwykle. Fakt, że księgarnia jest zawalona zagranicznymi pisarzami, gdzieś nie gdzieś przebija się tylko polski autor. 
Wspominałam już, że koniecznie chcieli mi coś sprzedać? 
No to tup, tup, tup, ambitna sprzedawczyni przynosi mi książkę Anety Ponomarenko "Strażnik skarbu" 
No to tym razem ja, tup, tup i rozpoczynam wstępne oględziny. Polski autor, kryminał, (ech, założę się że nie jest napisany komediowym językiem tak jak lubię), wątek romantyczny choć niewielki jest gdzieś tam wpleciony, stron ponad 300 - to okej (przyznam się, że po przeczytaniu kilku książek O.Rudnickiej bardzo się popsułam jeśli chodzi o grubość książek, mianowicie - chudsze niż 300 stron mnie nie zachęcają, nie lubię gdy za szybko się kończą). W tle słyszę pana sprzedawcę, jak zachwala iż rodowita kaliszanka to napisała!!! i mają powstać jeszcze 2 części (czyli już cwaniaczek liczy że przyjdę kupić kolejne). W sumie, hmm, żeby nie było, że kłamię, jak wpierać to polskie pisarstwo to wpierać konsekwentnie. Kupiłam. Niestety ten drugi kryminał po bardzo promocyjnej cenie autora obcokrajowca też mi wcisnęli, ale o nim później, jak go przeczytam. Na razie przeczytałam Strażnika i wiecie co... nie żałuję!!!

Akcja książki toczy się w dziewiętnastowiecznym Kaliszu, kiedy to był stolicą guberni Cesarstwa Rosyjskiego. Już na samym początku mamy jednego trupa, dalej jest ich sporo więcej, ale co tam, od czegoś trzeba zacząć.  Sprawę prowadzi Walery Konstantynowicz Jezierski, agent do specjalnych poruczeń w stopniu radcy stanu. Asystuje mu młody lekarz żydowskiego pochodzenia Jakub Zaif.  Fabuła rozwija się łatwo, toczą się ciekawe i wciągające wątki, przybywa trupów i ciągle nie wiadomo kto zabija, dlaczego i nawet po przeczytaniu 75% książki nie ma nic wspomniane, że przecież musiałby być jakiś strażnik skarbu skoro tytuł na to wskazuje. Na szczęście koniec wszystko dokładnie wyjaśnia i... zaskakuje. 
Treść książki to fikcja literacka,  nie mniej jest ona suto wzbogacona w wiele faktów historycznych z Kalisza. W pewnym momencie pomyślałam iż jest to taki polski Kod Leonarda da Vinci, aż się chce wziąć książkę do ręki, pomaszerować na wspominane ulice i popatrzeć  gdzie która akcja się rozgrywała! Tę książkę na pewno przeczytam jeszcze raz! Przeczytałam ją chyba zbyt szybko i kilka faktów nie chcący mi umknęło np  nie wiem czemu głowa jednej z ofiar trafiła tam gdzie trafiła, a może po prostu autorka tego nie wyjaśniła w książce. Poza tym wątek romantyczny z panem Jezierskim nie został do końca wyjaśniony dlatego czekam na dalsze części! 


W internecie znalazłam wywiad z panią Ponomarenko i fragment powieści, posłuchajcie jeśli macie ochotę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz