czwartek, 4 sierpnia 2011

Po żniwach

No to skończyłam żniwa. Zboże zebrane, słoma zwieziona. Jak ja nie cierpię zwożenia słomy. Nie ma tego dużo, ale i tak tego nie lubię. Wszystko drapie, z nieba płynie żar, po plecach brudny pot, a do nosa wpełza duszący kurz. Ja i moje zatoki nie cierpimy tego kurzu. Przez ten kurz i skwar przeklinam zawsze tą robotę i się zastanawiam po jaką cholerę ja się tak morduje. Jedno jedyne zajęcie którego nienawidzę spośród wszystkich rolniczych prac jakie przychodzi mi wykonywać. Żniwa potrafią uroczo wyglądać na różnych obrazkach i zdjęciach, w praktyce... nie lubię ich i już.

Można by rzec że mam teraz wakacje, poważniejszych robót chwilowo nie ma. Mogłabym się wylegiwać jak ten kot ino jak każde wakacje... sponsora brak.



Jakieś 3 tygodnie temu przyplątał się u nas jeden gołąb. Ptak pewnie ma pana gdyż nosi obrączkę. Na początku wszyscy domownicy spoglądali co rusz na dach stodoły czy jeszcze jest czy już odleciał. Pięknie ubarwiony, białe skrzydła i ogon, zielono granatowa wpadająca w fiolet głowa. Dzieciaki co rusz podsypywały mu ziaren żeby tylko został. Gołąb już się chyba nauczył do nas, każdego ranka kroczy za każdym kto tylko pokarze się na podwórku. Teraz kiedy w stodole znajduje się tyle ton pszenicy pewnie już nie odleci, toż to szwedzki stół dla niego. Kombinuje żeby sprowadzić mu towarzystwo. Może się uda.

7 komentarzy:

  1. :) a ja gołębi nie cierpię - sra to to gdzie popadnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech ja też gołębi nie znoszę - srają gdzie popadnie fuj. Już jako dziecko nie lubiłam ich i już, niby sypałam im jak każde dziecko na Rynku ziarnka, ale był to raczej gest grzeczności wobec dziadków, którzy chcieli nam dzieciakom sprawić przyjemność karmieniem ptaków. Były na rynku takie straganiki gdzie można było kupić w odmierzonym kubeczku ziarna jakiegoś cuda. Były, były, aż nastała epoka ptasiej grypy i nastał zakaz karmienia gołębi na rynku hehe. Więc Kamila jest pomysł na biznes ;) o ptasiej grypie już cicho, więc jakby Ci tej pszenicy trochę zostało to na Rynku turyści chętnie kupią, żeby karmić te sraluchy, a sraluchy z wdzięczności np narobią na głowę Adasiowi :) (mam na myśli oczywiście pomnik Mickiewicza)

    OdpowiedzUsuń
  3. a gdzie się podziali zwolennicy pysznego rosołku z gołębi? osobiście nie wiem jak to smakuje, znam to jedynie ze słyszenia. Za to czytając wasze komentarze już teraz wiem czemu wszyscy patrzą na mnie jak na wariata gdy się pytam czy nie mają na zbyciu młodych gołębi

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja kiedyś myślałam, że gołąbki są z gołębi ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Baby Wy mówicie o gołębiach bezpańskich, rynkowych. Srają gdzie popadnie a i owszem..ale gdzieś przecież muszą srac, do domu tego nie zaniosą..bo nie mają domu. Jeszcze parę lat temu pewnie bym wam przyznała rację...ale walczyliśmy parę lat z wróblami, które w końcu po latach poszły sobie z naszego podwórka i co sie okazało że ja nie mam już osranych szyb... samochód stawiam na dzień przy gołębniku..jeszcze nie zdarzyło mi się myc zasrane szyby.
    Czyli te domowe, wyhodowane na naszym garnuszku inaczej się zachowują..a żeby nie odbiegac od tematu srania więc nie srają tam gdzie popadnie.

    A tak na marginesie nie sądziłam nawet że kiedyś będę bronic mężusiwych gołębi..no cóż chyba z wielkiem to się mi coś w główce zmieniło :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie tak bardzo anonimowy 1 może pomysłem na świetny biznes zamiast ziarenek dla ptaków lepsze byłyby toi toje dla sraluchów, a atrakcją turystyczną - wytrenowanie takiego ptaka żeby umiał z nich korzystać. :D
    Baśka to że ci auta nie dekorują to jest godne podziwu. Przypomniała mi się scenka z życia. W pewnym gospodarstwie na latarni założyły gniazdo bociany, a pod latarnią rosły piękne wiśnie, cóż z tego że były piękne skoro właściciele ani jednego owocu (czystego) zerwać nie mogli.

    OdpowiedzUsuń
  7. To sprzedawać sraczom ziarna ze środkami antykoncepcyjnymi - gdzieś kiedyś czytałam, że w którymś z włoskich miast tak sobie radzą czy tam radzili z nadmiarem sraczy :)

    OdpowiedzUsuń