środa, 15 sierpnia 2012

Małgorzata J. Kursa "Teściową oddam od zaraz"


"... Iza, zaabsorbowana dziwną niechęcią przyjaciółki, objawioną wobec nowo poznanego prokuratora, zaczęła wolniutko cofać samochód i nagle poczuła opór.
- Rany boskie, stuknęłaś go! - jęknęła Ama, oglądając się. - Ślepa jesteś? Nie widziałaś, że przejeżdża? Cholera! - głos uwiązł jej w gardle. - To on! Rozwaliłaś samochód prokuratorowi! Wsadzi nas wszystkie, jak amen w pacierzu!
- Zamknij się! - warknęła zdecydowanie Iza, szczękając zębami. - O Jezuniu, żeby mi tylko nie kazał dmuchać w alkomat. 
- Spokojnie, dziewczynki! - Ada Łęcka też wyglądała na przerażoną, ale głos miała opanowany. - W razie czego powiem, że to moja wina.
- Co mama mówi?! - jęknęła Iza. - Przecież to ja siedzę za kierownicą!
- Ale mogłam rozproszyć twoją uwagę, Beluniu, prawda? Mogę mu pokazać legitymację rencistki. I wyglądać na zramolałą staruszkę...
   Iza niemrawo wypełzła z samochodu. Twarz miała pobladłą, minę skruszonej grzesznicy i usiłowała opanować latającą szczękę, przygryzając wargi. Z drugiej strony wysiadła Ama. Uczucia, które się w niej kotłowały, były dość skomplikowane. Z jednej strony przepełniała ją wściekłość. Zamierzała zupełnie inaczej spędzić ten dzień. Na co dzień dopieszczała inne kobiety, a tę sobotę chciała poświęcić sobie. Iza i jej problemy pokrzyżowały te plany. W porządku, ostatecznie zgodziła się na tę cholerną działkę, ale miała się relaksować, a nie przeżywać niespodziewane stresy. 
   Z drugiej strony przystojny prokurator wywoływał w niej żywą niechęć. W zasadzie bez powodu. Jakieś takie fluidy od niego szły. Być może było to winą zawodu, jaki uprawiał. Bo Ama alergicznie nie znosiła prawników. Jej matka była adwokatem i życzyła sobie, by córka kontynuowała tę tradycję. Ama uznała, że jej umysł nie jest dość pokrętny, by poradzić sobie z prawniczymi kruczkami i poszła własną drogą. Zawzięła się i skończyła dermatologię, a potem farmację. Matki nie usatysfakcjonowała, ale siebie owszem.
   - A, to panie! - Prokurator wysiadł ze swojego samochodu i uważnie obejrzał jego ledwo muśnięty lakier. - Czy pani zawsze wyjeżdża w ten sposób z parkingu?
    Iza z rozpaczą pomyślała, że teraz już do końca życia nie wyjdzie z roli idiotki koloru blond. "A niech tam! - jęknęła z duchu z determinacją. - Idiotki mają zawsze taryfy ulgowe"
   - Ja... Ja naprawdę zawsze uważam! - jęknęła rozdzierająco. - Pierwszy raz mi się zdarzyło! Przysięgam!
   - To się będzie zdarzało za każdym razem, kiedy nie sprawdzi pani, czy z tyłu coś nie jedzie - odparł sucho prokurator - Widziałem, jak pani wyjeżdżała. W ogóle pani nie spojrzała w lusterko.
   - To nie mógł pan poczekać, aż wyjadę? - wyrwało się Izie z pretensją, bo poczuła się, jakby stał przed nią były małżonek. Też stale ją krytykował. 
   Ama jęknęła w duchu. "Co ta wariatka wygaduje? - przemknęło jej przez głowę. - Jak go sprowokuje, ściągnie gliny, każą jej dmuchać w alkomat i po prawie jazdy"
   - Nie spojrzała, bo patrzyła na mnie - oświadczyła, widząc minę pana prokuratora. - Mam doła, bo ukochany mężczyzna mnie rzucił i właśnie jej o tym opowiadałam. Możliwe, że dość ekspresyjnie. Patrzyła na mnie nie w lusterko.
   - Bardzo ekspresyjnie! - Iza chwyciła się desperacko podsuniętej przez Amę wymówki. - mnie też rzucił i byłam zainteresowana tematem.
   W oku prokuratora mignął błysk rozbawienia. Powstrzymał jednak uśmiech i z nieprzeniknionym obliczem zapytał uprzejmie:
     - Ten sam?
     - Nie, skąd. Inny - zapewniła go Iza gorąco.
   - Rozumiem i współczuję. Czy mogłyby panie jednak omawiać takie... hmm... ekspresyjne tematy w jakimś bardziej statycznym miejscu? Nie chciałbym zostać poszkodowany z powodu jakiegoś byłego amanta... Pozwoli pani, że spojrzę. - Podszedł do samochodu Izy i przyjrzał się tyłowi. Jedyną oznaką kolizji było prawie niewidoczne zadrapanie na zderzaku. Uniósł głowę i dostrzegł wpatrzoną w siebie niespokojną twarz mamy Łęckiej. - Dzień dobry. Wszystko w porządku? Nic się pani nie stało?
   Ada Łęcka przełknęła ślinę i przerażonym szeptem wykrztusiła:
   - Mnie też rzucił mężczyzna. Ale to było dawno. ..."

Kochani, po tym fragmencie musieli mnie zbierać z podłogi, rżałam jak wół, tyle że ze śmiechu. Tak rozbawiła mnie niepozorna mama Łęcka, która poczuła nieodpartą chęć solidaryzowania się ze swoją synową, sprawczynią wypadku. Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną. Dalej książka jest równie zabawna albo i lepsza. Nie będę wam streszczać dokładnie o czym jest, po co macie tracić dobrą zabawę. Bierzcie ją z zamkniętymi oczami na dziewiczo :). Nie pożałujecie. Ja się założę, że za kilka dni będę ją czytać po raz kolejny, taka jest dobra. 

1 komentarz:

  1. Ha, ha, ha, ale się uśmiałam. Muszę poszukać tej książki po bibliotekach :D

    OdpowiedzUsuń