O dziwo chciało mi się jeszcze dziś usiąść przed komputerem.
O dziwo, pokazuję postępy mojej pracy.
O kurcze, przecież nie mówi się "O dziwo" tylko: "Proszę Pani" ;)
Postępu nie wiele, ale cóż, nie od razu Rzym zbudowano.
Ktoś mi nie dawno powiedział, że mieszkam w bardzo pięknym miejscu. No cóż, dla mnie jest ono takie sobie, ale dla kogoś kto mieszka w otoczeniu betonowych blokowisk, mój majowy krajobraz musi być błogostanem.
Od paru dni wśród powalającej dookoła zieleni nastąpiła erupcja nowego koloru na polach... przynajmniej u mnie. Nie jest to norma, takiego koloru daaaleko szukać. Cóż to takiego jest? Facelia rozkwitła. Urozmaiciła krajobraz w piękny fioletowy kolor i... i się zacznie, a właściwie już się zaczęło. Gdzie by nie spojrzał to rój! Rój wszystkiego co bzyczy i żądli. Kto ma alergie na różnego rodzaju ukąszenia musi omijać to miejsce szerokim łukiem. Szukałam jakiegoś pszczelarza który by sobie ule koło tego postawił, ale niestety, z mizernym skutkiem. Jak to mój szwagier rzekł: fach widać na wymarciu, albo panowie po prostu leniwi są. Aż mnie kusi żeby sobie własne ule założyć :D tylko wtedy sama pewnie będę musiała w nich zamieszkać bo mąż mnie w domu prześwięci za zwierzyniec jaki już nagromadziłam... i jeszcze mi mało.