środa, 30 maja 2012

Bzyczy i żądli...

O dziwo chciało mi się jeszcze dziś usiąść przed komputerem.
O dziwo, pokazuję postępy mojej pracy.
O kurcze, przecież nie mówi się "O dziwo" tylko: "Proszę Pani" ;)
Postępu nie wiele, ale cóż, nie od razu Rzym zbudowano. 


Ktoś mi nie dawno powiedział, że mieszkam w bardzo pięknym miejscu. No cóż, dla mnie jest ono takie sobie, ale dla kogoś kto mieszka w otoczeniu betonowych blokowisk, mój majowy krajobraz musi być błogostanem. 
Od paru dni wśród powalającej dookoła zieleni nastąpiła erupcja nowego koloru na polach... przynajmniej u mnie. Nie jest to norma, takiego koloru daaaleko szukać. Cóż to takiego jest? Facelia rozkwitła. Urozmaiciła krajobraz w piękny fioletowy kolor i... i się zacznie, a właściwie już się zaczęło. Gdzie by nie spojrzał to rój! Rój wszystkiego co bzyczy i żądli. Kto ma alergie na różnego rodzaju ukąszenia musi omijać to miejsce szerokim łukiem. Szukałam jakiegoś pszczelarza który by sobie ule koło tego postawił, ale niestety, z mizernym skutkiem. Jak to mój szwagier rzekł: fach widać na wymarciu, albo panowie po prostu leniwi są. Aż mnie kusi żeby sobie własne ule założyć :D tylko wtedy sama pewnie będę musiała w nich zamieszkać bo mąż mnie w domu prześwięci za zwierzyniec jaki już nagromadziłam... i jeszcze mi mało.




wtorek, 29 maja 2012

Izbelutki

Dzisiejsze kolczyki ochrzciłam Izbelutki. Tak do końca to nie są one dzisiejsze, po prostu dziś umieszczam je u siebie na blogu. Z małym poślizgiem, jak wszystko u mnie. 
Kolczyków już u siebie nie mam, "pozbyłam się" ich na kiermaszu w Kaliszu. Przechodził obok stoiska jeden tatuś z córeczką i kupili dla mamusi z okazji Dnia Matki. Ciekawe jak zareagowała na nie sama obdarowana. 

IzbylutIzbelut – staropolskie imię męskie, złożone z dwóch członów: Izby- ("zbyć się, pozbyć się") i -lut ("srogi, ostry"). Mogło oznaczać "tego, który pozbył się srogości".


Od kilku tygodni wykonywałam frywolitki na wspomniany już kiermasz. Jeszcze nie jedne pokarzę "z poślizgiem" jak to u mnie, ale dziś skoro już po kiermaszu zaprezentuję coś co właśnie powstaje. Frywolitka pt "kopnij mnie w zad..." 
A czemu tak brzydko?
Ano, imię ma mobilizujące.
Jakiś czas temu obiecałam koleżance, że wykonam dla niej serwetkę. Wybór wzoru padł na serwetę z gazetki "Moje Robótki 8-2007" 
Z racji tego, że praca ma mieć dość spore jak na moje "chcesie" rozmiary to pomyślałam, że przydałby mi się doping. 
Na pewno nie wykonam aż tak dużej serwety jak prezentuje gazetka. Skończę gdzieś wcześniej, ale i tak mobilizacja potrzebna.
Tak sobie wymyśliłam, że codziennie będę pokazywać postępy, choćby miał w ciągu dnia powstać tylko jeden supełek. Ciekawe czy uda mi się dotrzymać słowa.
 .

wtorek, 22 maja 2012

Krzesisławki


Dobieranie kolorów, nie jednemu twórcy spędziło to sen z powiek. Zwłaszcza jeśli nie ma się "warsztatowej wiedzy w tym kierunku". Mnie osobiście kolor granatowy i niebieski zawsze stwarzał największe problemy jeśli chodzi o dobór koralików do kordonka. Sama Natura często nam podpowiada z czym to połączyć jak np niezapominajki żółty i niebieski albo paw który doskonale sobie radzi z połączeniem granatu z innymi odcieniami. Mnie zainspirowała tym razem modelka, którą można ujrzeć kilka postów niżej. Ma na sobie okulary w oprawie, która łączy właśnie ze sobą takie barwy - granat i miodowy. Przyglądając się jej chodziła mi taka myśl po głowie, że kurcze, w tych salonach optycznych to jednak jacyś tam specjaliści pracują, którzy na dobieraniu barw muszą się znać, więc czemu by tej ich wiedzy sobie nie pożyczyć. I tak to ukradłam komuś pomysł, nie wiem komu, więc nie podziękuję. 
Wzór tych kolczyków znany, dość popularny, więc nie ma co ściemniać, że przeze mnie stworzony. Jedynie wykonany. Imię kolczyki otrzymują jedynie w celu rozróżnienia, ale mimo to z małą nutką przesłania. 

KrzesisławaKrzesława – staropolskie imię żeńskie, złożone z członów Krzesi- ("wskrzeszać, przywracać do życia, podnosić") i -sława ("sława"). Znaczenie imienia: "odnawiająca sławę". W zapisach staropolskich zachowała się jedynie forma Krzesława i zdrobniała Krzechna (1388 rok).
Zdrobnienia: Krzesia, Krzysia.



Oczywiście Ludolfinki też w tych barwach powstały. 



środa, 16 maja 2012

Peregrynki

Kiedy coś mi się spodoba lub zainteresuje to przeradza się to niemal w obsesję. 
Taką obsesją w mojej frywolitce jest element nakładających się na siebie kółek. 
Nic na to nie poradzę, podoba mi się on i jakoś nie potrafię przerzucić się na jakiś inny. 
Próbuję go umieszczać jakoś inaczej, gdzieś w innym miejscu, co by zbrodni dubla nie popełniać, ale ciągle do mnie powraca. 
Kiedy zaczynałam robić te kolczyki, to miały być po prostu kolejne Ludolfinki, ale... wyszły Peregrynki.
Kto wie, może wywróżą sobie jakąś podróż gdzieś inną część kraju.
W planie mam jeszcze zamiar zrobić różowe, jak tylko znajdę odpowiedni koralik. Musi być wielgaśny i ... musi mi się podobać!

Peregryn — imię męskie pochodzenia łacińskiego, oznaczające "ten, który podróżuje". Wśród patronów - św. Peregryn, męczennik (II wiek); św. Peregryn, biskup Auxerre (+ 304); św. Peregryn Laziosi - patron chorych na raka.





Właśnie publikuje dwusetnego posta na tym blogu. 
Chyba muszę to jakoś uczcić!!!

poniedziałek, 14 maja 2012

Wianuszek komunijny

Do tej pory było u mnie jakoś tak, że posiadałam zdjęcia wykonanych przeze mnie frywolitek które przedstawiały tylko samo "dzieło". O zdjęcia na modelce było u mnie "jak na receptę". Tym razem jest odwrotnie. Zdjęcia na modelce posiadam, a sam produkt gdzieś mi umknął. O co chodzi? O wianek komunijny, wykonany przypadkiem bez konkretnego adresata jeszcze w zeszłym roku. Szczęśliwie właścicielka się do niego znalazła, choć wianuszek musiał przeleżeć rok w szafie. 
Już widzę te krzyki i stwierdzenia: babo ale leniwa jesteś, rok w szafie wianek trzymasz i nie potrafisz zdjęcia  w zbliżeniu zrobić!!! No cóż, ten typ już tak ma, a że leniwa czasem bywam... Kto wie, może jeszcze wianek złapię z bliska. 
Dodam tylko że wianek składa się tylko z frywolitkowych kwiatków, gdzie każdy ma na środku bezbarwny koralik crackle i ze wstążki z tyłu głowy. Różyczki które widać to dekoracja żabek które mocują wianek na głowie. Ot tak, skromnie miało być. 





wtorek, 8 maja 2012

Bombus

Biegałam, szukałam, upolować nie mogłam, takie to ci trzmielisko ruchliwe było. W miejscu dwóch sekund nie przesiedziało ino z kwiatka na kwiatek. Pewnie ów owad płci żeńskiej był, że go dogonić nie sposób było. Aż ci nagle znalazł się tak leniwy delikwent, co mu wszystko jedno było z której strony go biorą. On sobie tak chodził, wertował te płatki, oblepiał tym całym pyłkiem. Dziwne, że mu się kichać nie chciało, bo ja już bym miała tego pyłu pełno w nosie. A ten nic, chodzi, chodzi ... i chodzi. Częściej na takie bombusy polować będę. 

niedziela, 6 maja 2012

Olga Rudnicka "Cichy wielbiciel"




Opisywać tak do końca nie będę o czym jest ta książka gdyż większość tych informacji można znaleźć na okładce.

Biorąc książkę do ręki, miałam już w głowie pewne wyobrażenie co na pewno w niej jest, ale pomyślałam sobie: przecież to moja Rudnicka! Co by nie było i tak to przeczytam!

Czytając próbowałam przewidzieć co będzie. Podejście miałam niczym Colombo, czyli że pierwszy napotkany facet w książce to na pewno będzie ten czarny charakter. I tu moje zdziwienie, ów przestępca ujawniony został późno. Rudnickiej udało jednak się mnie przechytrzyć bo nie spodziewałabym się, że akurat ta osoba jest tym Cichym wielbicielem.

Ta książka jest inna od reszty książek autorki. W każdej poprzedniej mam ulubiony fragment lub kilka momentów, które mam pozaznaczane maleńkimi karteczkami by móc do nich w każdej chwili wrócić.
Tą książkę czyta się w całości. Od początku do końca, od deski do deski i chociaż pod koniec chciałoby się ją już odłożyć, no bo przecież już wiem kto jest dręczycielem, to jednak ciekawość jak się go pozbyc zwycięża i nim się człowiek obejrzy a już trzyma ostatnią stronę w dłoni.

A potem? no właśnie... Potem następuje mała refleksja, co by było gdyby? Nie co by było gdyby Go nie spotkała, nie ma co żałować tego co już było, stało się, trudno, żyjemy dalej. Mnie zastanowiło i nadal zastanawia co by było gdyby bohaterka książki nie znalazła haka na prześladowcę???

Książka ma pozostawioną małą furtkę do napisania dalszej części choć z inną bohaterką w roli głównej. Oj nie chciałabym być wtedy w skórze Olgi gdyby przypadkiem wydawcy przyszedł taki pomysł do głowy. Będzie to wtedy pewnie ciążki kawałek chleba.
Powieść czyta się szybko, mnie zajęło 1 dzień. Wciąga na maksa, polecam, polecam, polecam!

wtorek, 1 maja 2012

Moje małe błyskotki

Dziś dla odmiany chciałam pokazać moją zdobyć. Owa zdobyć jest jeszcze "mokra", świeżo przerzucona z aparatu na dysk, za oknem jeszcze nawet słychać grzmoty. Burza dookoła a ja przy kompie siedzę? Eeeee na szczęście już jest daleko. Na 100 zrobionych zdjęć na 5 udało złapać mi się błyskawicę :)




środa, 25 kwietnia 2012

Ewodia i Oko Wielkiej Siostry

Rzadko mam okazję zrobić zdjęcia moich kolczyków na żywej osobie. Tym razem taka znalazłam i co najważniejsze osoba ta nie protestowała przeciwko modelingu :)
Kolczyki te powstały przypadkiem i trafiły do Dobrej Osoby poniekąd przypadkiem, dlatego imię dla nich na dziś brzmi Ewodia

Ewodia — imię żeńskie pochodzenia greckiego, żeński odpowiednik imienia Ewodiusz, złożonego z członów eu- ("dobry") i hodos- ("droga"), i oznaczającego "człowiek dobrej drogi, mający powodzenie". Ewodia jest wspomniana w liście św. Pawła do FilipianKościół katolicki notuje sześciu świętych Ewodiuszów — patronów tego imienia.




Pochwalę się! Nabyłam ostatnio ten mój wymarzony, wyczekany aparat. Teraz latam po okolicy i pstykam co popadnie. Wykorzystując przy okazji świeżo nabytą wiedzę. Ech, treningu potrzeba mi i to widać gołym okiem ale, co tam, grunt to nie załamywać się. Mam tylko nadzieję że nie oberwie mi się za te zdjęcia. Bo czasem wystąpi ktoś przypadkiem gdzieś tam daleko w tle, ale w formie rozmazanej. Niestety ten przypadkowy ktoś tego nie wie i patrzy na mnie nie powiem jak!! Wyjaśniam, mnie interesuje tylko przyroda, a portrety robię tylko rodzinie i tym co mi na to pozwalają. Bądź co bądź, Oko Wielkiej Siostry czuwa, albo próbuje czuwać. Nie dawno udało mi się upolować pawika, a dziś nawet pszczółkę. 



czwartek, 12 kwietnia 2012

Spódniczka z przebojami

O czym to ja miałam chęć dziś napisać? Oj, na pewno nie o frywolitkach. 
Jeszcze w starym roku wymyśliłam sobie przednoworoczne postanowienie. Brzmiało ono tak, iż kupuję na zmianę z jedną taką Sierotką Burdę i z każdego numeru szyjemy, każda sobie osobno, coś do ubrania. Nie ma zmiłuj, każdy numer miał być zaliczony. Od listopada nie będę wyliczać ileż to magazynów tego pisma się ukazało, a tu ani żadnego nie kupiłam (nie wspominając o mojej Sierotce) ani nic nie uszyłam. Tak oto umarło moje Wyzwanie - umarło jeszcze przed narodzinami. Co nie znaczy, że o nim nie myślałam intensywnie... no dobra - czasami. 
Między tymi intensywnościami znalazłam stronę papavero. Przekopałam wszystkie wykroje, co ciekawsze zapisałam na dysku w celu uszycia. No i się zaczęło....
Szyć umiem (chyba), konstrukcji się uczyłam, w sumie mogła bym sama sobie taki szablonik machnąć, ale ... no wiecie, leniwa czasem jestem. Czy nie łatwiej i szybciej z gotowca skorzystać. Przy okazji czytając jeden z artykułów Papavero o starannym prasowaniu i dbaniu o to co się szyje i nie odkłada byle gdzie, postanowiłam się do rad zastosować. Po wykrojeniu już wszystkiego z materiału, przyszła kolej na flizelinę i prasowanie. Wszystkie części porozkładanie starannie na stole, a co, przecież się staram! Gdy to nagle słyszę dzwonek do drzwi. Masz ci los, nieproszeni goście nigdy nie wiedzą kiedy przyjść. Nie było mnie raptem 2 minuty i co widzę po powrocie? W najważniejszej, a za razem największej części z całej spódniczki, widzę wielką dziurę!!! Obok tego dzieła siedzi z nożyczkami Michaś. Na mój widok synek uśmiechnął się od ucha do ucha i mówi: ja! 
No fajnie. Było nie zostawiać nożyczek na stole!!!
Na szczęście nadmiar tkaniny jeszcze gdzieś leżał. 
Spódniczka fajna, ale... nie dla mnie :(
Jednak będę musiała przeprosić moje lenistwo i zrobić sobie taki szablon na jaki nie będę kaprysić. 
Temu szablonowi nic nie dolega, po prostu mi jest potrzebny ciut inny fason spódniczki, a nadmiar nie pociętego materiału przez Michasia jeszcze leży. 
Na papavero nie jednokrotnie jeszcze wrócę!!!


środa, 11 kwietnia 2012

ple, ple, ple

Dziś przypomniały mi się moje zaliczenia z historii. Pan profesor odpytywał mnie właśnie ze stanu wojennego. Nie szczególnie mi wtedy szło, co prawda wiedza w głowie była... tylko nerwy wzięły górę. Profesor chciał to na koniec zakończyć ładną puentą: że w sumie nie musiałam tego pamiętać bo pewnie dopiero co na świat przyszłam. Ja do niego wtedy z tekstem że: nie, bo stan wojenny to rok 79 a ja dopiero w 80tym na świat przyszłam. AAAAAAAAA, zatem jest pani Dzieckiem Solidarności?!! Hm, temu już zaprzeczyć nie mogłam bo faktem było. 
Teraz kiedy patrzę na moje szkraby to sobie myślę, że jak nic, Pokolenie Al Kaidy rośnie. Jednego takiego terrorystę u siebie mam. 


czwartek, 5 kwietnia 2012

wtorek, 3 kwietnia 2012

Black

To nie mój czarny nastrój, to zachcianka zamawiającej, ale jakby nie było to nadal Ludolfinki




poniedziałek, 2 kwietnia 2012

niedziela, 1 kwietnia 2012

Agata z dodatkiem

Tak, ci którzy zaglądają do mnie regularnie mogą zacząć krzyczeć: że jak to, przecież to już było, przecież ponoć nie robię dubli. Ano było już, a co ja za to mogę że tamtych już nie miałam, klientka chciała koniecznie te same, ale i tak postawiłam na swoim tyci zmieniając fason, no może nie fason, kolczyki po prostu maja mały dodatek. 

Kolczyki są sztywne niczym koci ogon